Rozdział
6
Postanowiłem, że jednak udostępnię jeden z ukończonych rozdziałów, który czekał na publikację już jakiś czas. Jeszcze raz zapraszam też na otwarcie Radia Kampai. Więcej inf w poście niżej. Miłego czytania.
Obudził
mnie jakiś szum. Spróbowałem otworzyć oczy, ale okazało się to
trudniejsze niż jest codziennie rano. Powieki podnosiły się tak,
jakby były sklejone. Było jasno. Potrzebowałem chwili, by wzrok
się przyzwyczaił. Znajdowałem się w białym pokoju z szarą
podłogą. Wyglądała jak z plastiku. Światło pochodziło z listw
umieszczonych na całej długości ścian, jakieś 40 cm pod sufitem
i nie świeciły w dół, tylko w górę. Leżałem na łóżku pod
ścianą, a naprzeciw mnie, szeroka szyba i drzwi. Przez szybę widać
było korytarz.
Gdzie
jestem? Co robiłem? Co się stało? Jak długo spałem? Czy to
ambulatorium?
Spróbowałem poruszyć się. Lewa ręka - sprawna. Prawa ręka też. Mogę się podrapać po głowie. Nie jest więc źle. Nogami powoli i ciężko, ale daję radę. Zdjąłem więc z siebie kołdrę, przesunąłem na skraj łóżka i usiadłem na nim. Wstałem, zachwiałem się, ale ustałem. Podszedłem do drzwi. Co to? Nie ma klamki? Czyżbym był tu uwięziony? Zacząłem się im przyglądać, od niechcenia położyłem na nich rękę i usłyszałem szczęk mechanizmu i z pneumatycznym sykiem przesunęły się i zniknęły w podłodze.
Spróbowałem poruszyć się. Lewa ręka - sprawna. Prawa ręka też. Mogę się podrapać po głowie. Nie jest więc źle. Nogami powoli i ciężko, ale daję radę. Zdjąłem więc z siebie kołdrę, przesunąłem na skraj łóżka i usiadłem na nim. Wstałem, zachwiałem się, ale ustałem. Podszedłem do drzwi. Co to? Nie ma klamki? Czyżbym był tu uwięziony? Zacząłem się im przyglądać, od niechcenia położyłem na nich rękę i usłyszałem szczęk mechanizmu i z pneumatycznym sykiem przesunęły się i zniknęły w podłodze.
Wyjrzałem
na korytarz. Nikogo tam nie było. Wyszedłem i opierając się o
ścianę poszedłem wzdłuż korytarza. Doszedłem do skrzyżowania
korytarzy i postanowiłem na chwilę przystanąć. Wtedy z pokoju
obok wyszedł jakiś mężczyzna. Popatrzył się na mnie z
nieukrywanym zaskoczeniem. Ja również byłem zaskoczony. Mężczyzna
wyglądał na Azjatę, prawdopodobnie Japończyk.
- Widzę, że już się obudziłeś. - odezwał się po krótkiej chwili milczenia. - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak, myślę że tak. - odpowiedziałem niepewnie.
- To dobrze, pójdę zawiadomić górę, że jesteś już na nogach. Na końcu korytarza jest pokój wypoczynkowy dla personelu. Odpocznij tam, a ja powiem pielęgniarce, by przyniosła twoje ubranie. - powiedział pokazując ręką na korytarz za sobą po czym powędrował w przeciwnym kierunku. Chwilę odprowadziłem go wzrokiem, po czym dalej podpierając ścianę skierowałem się we wskazanym kierunku. Po krótkiej chwili doszedłem do kolejnego rozwidlenia w kształcie litery T. Na ścianie były dwuskrzydłowe drzwi podpisane „Pokój luzu”. Zbliżyłem się do nich, a te rozsunęły się na boki ukazując niewielkie pomieszczenie z kanapą, lodówką, ekspresem do kawy, kilkoma krzesłami i stolikiem, na którym leżało kilka dużych datapadów, służących zapewne do czytania pism elektronicznych. Były jeszcze drzwi prowadzące do łazienki. Usiadłem ostrożnie na kanapie, gdy spostrzegłem, że jest wygodna rozwaliłem się na niej jak pan i władca. Pół leżąc, pół siedząc sięgnąłem po pada i przejrzałem, jakie pisemka wgrane są do pamięci. Głównie medyczne, ale były też jakieś o modzie, motoryzacji i parę innych. Nie było mi dane żadnego przeczytać, drzwi ponownie się rozsunęły i stanęła w nich młoda kobieta. Całkiem ładna. W ręce trzymała ubranie ukryte w folii ochronnej. Spiorunowała mnie wzrokiem, chwilę nic nie mówiąc. Domyślając się, o co chodzi grzecznie odłożyłem datapad, wstałem i podszedłem do niej. Podała mi moje nowe ciuchy i pokazała na łazienkę. Posłusznie poszedłem się przebrać. W połowie drogi zorientowałem się, co mam na sobie. Białe, długie coś, przypominające wstrętną sukienkę, która wbrew pozorom była bardzo wygodna, ale ten luz w kroku był trochę dziwnym uczuciem, jednak nie powiem, że nieprzyjemnym. Otrząsnąłem się jednak i zniknąłem za drzwiami.
- Widzę, że już się obudziłeś. - odezwał się po krótkiej chwili milczenia. - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak, myślę że tak. - odpowiedziałem niepewnie.
- To dobrze, pójdę zawiadomić górę, że jesteś już na nogach. Na końcu korytarza jest pokój wypoczynkowy dla personelu. Odpocznij tam, a ja powiem pielęgniarce, by przyniosła twoje ubranie. - powiedział pokazując ręką na korytarz za sobą po czym powędrował w przeciwnym kierunku. Chwilę odprowadziłem go wzrokiem, po czym dalej podpierając ścianę skierowałem się we wskazanym kierunku. Po krótkiej chwili doszedłem do kolejnego rozwidlenia w kształcie litery T. Na ścianie były dwuskrzydłowe drzwi podpisane „Pokój luzu”. Zbliżyłem się do nich, a te rozsunęły się na boki ukazując niewielkie pomieszczenie z kanapą, lodówką, ekspresem do kawy, kilkoma krzesłami i stolikiem, na którym leżało kilka dużych datapadów, służących zapewne do czytania pism elektronicznych. Były jeszcze drzwi prowadzące do łazienki. Usiadłem ostrożnie na kanapie, gdy spostrzegłem, że jest wygodna rozwaliłem się na niej jak pan i władca. Pół leżąc, pół siedząc sięgnąłem po pada i przejrzałem, jakie pisemka wgrane są do pamięci. Głównie medyczne, ale były też jakieś o modzie, motoryzacji i parę innych. Nie było mi dane żadnego przeczytać, drzwi ponownie się rozsunęły i stanęła w nich młoda kobieta. Całkiem ładna. W ręce trzymała ubranie ukryte w folii ochronnej. Spiorunowała mnie wzrokiem, chwilę nic nie mówiąc. Domyślając się, o co chodzi grzecznie odłożyłem datapad, wstałem i podszedłem do niej. Podała mi moje nowe ciuchy i pokazała na łazienkę. Posłusznie poszedłem się przebrać. W połowie drogi zorientowałem się, co mam na sobie. Białe, długie coś, przypominające wstrętną sukienkę, która wbrew pozorom była bardzo wygodna, ale ten luz w kroku był trochę dziwnym uczuciem, jednak nie powiem, że nieprzyjemnym. Otrząsnąłem się jednak i zniknąłem za drzwiami.
Wyszedłem
ubrany w jakiś mundur. Biały podkoszulek, ciemno-niebieskie, prawie
granatowe długie spodnie z ozdobami w postaci żółtych i białych
pasków oraz bluza mundurowa w podobnym fasonie. Całości dopełniały
buty. Zwykłe „adidasy” z amortyzowaną podeszwą. Bardzo
wygodne. Czekająca na mnie kobieta gestem ręki nakazała iść za
sobą. Przeszliśmy dwa korytarze i dotarliśmy do recepcji
ambulatorium. Czekał tam mężczyzna ubrany w podobny do mojego
strój, ale z innymi ozdobami. Wyraźnie ucieszony na mój widok
podszedł, gdy tylko przeszliśmy przez próg dzielący pomieszczenie
od korytarzy.
-
Cieszy mnie widok, że już wszystko z tobą w porządku. Mówią na
mnie Świstak. Mam cię zaprowadzić do dowództwa byś odebrał
papiery i przy okazji powiedzieć co nieco o miejscu, w którym się
znajdujesz. To jak, idziemy? - zapytał odwracając się do
wyjścia.
- Jasne, tylko powiedz mi co się stało, że trafiłem tutaj.- Zapytałem trochę niepewnie.
- Masz na myśli ambulatorium? - odwrócił się nieco zaskoczony. - z tego co mi wiadomo zasłabłeś po wyjściu z transportowca i zemdlałeś. Nic więcej nie wiem.
- Dzięki. Dobra, prowadź. Chcę się w końcu dowiedzieć co się tutaj dzieje.
Wyszliśmy z recepcji, do której prowadziło szerokie przejście. Zaraz za nim była winda, ale nie skorzystaliśmy z niej. Świstak prowadził mnie dużym korytarzem. Przez głowę przeszło mi, że jeszcze trochę i dostanę od nich klaustrofobii. W tym czasie mój towarzysz podał mi trochę informacji.
- Jasne, tylko powiedz mi co się stało, że trafiłem tutaj.- Zapytałem trochę niepewnie.
- Masz na myśli ambulatorium? - odwrócił się nieco zaskoczony. - z tego co mi wiadomo zasłabłeś po wyjściu z transportowca i zemdlałeś. Nic więcej nie wiem.
- Dzięki. Dobra, prowadź. Chcę się w końcu dowiedzieć co się tutaj dzieje.
Wyszliśmy z recepcji, do której prowadziło szerokie przejście. Zaraz za nim była winda, ale nie skorzystaliśmy z niej. Świstak prowadził mnie dużym korytarzem. Przez głowę przeszło mi, że jeszcze trochę i dostanę od nich klaustrofobii. W tym czasie mój towarzysz podał mi trochę informacji.
-
Jesteśmy organizacją pracującą pod nazwą Free Soldiers. Powstała
ona pierwotnie jako jednostka do zadań specjalnych dla UEG. Odnosiła
liczne sukcesy i szybko rozrastała się poszerzając zakres swoich
obowiązków. Stawała się też coraz większym ciężarem
budżetowym dla firmy i zarząd rozpatrywał opcję zlikwidowania FS.
Gdy zapadła decyzja, dowództwo postanowiło odłączyć się od UEG
i stać się samodzielną, niezależną grupą. Było ciężko, ale
ostatecznie udało się zdobyć kontrolę nad pewnym obszarem, który
szybko się powiększał, dzięki poparciu obywateli uświadamianych
o rządach korporacji. Dziś pod naszą kontrolą jest obszar
wielkością odpowiadający Niemcom z kilkoma większymi bazami oraz
wieloma mniejszymi znajdującymi się poza granicami. Jako
organizacja wojskowa szybko zyskujemy poparcie, a na terenach innych
firm zdobywamy pieniądze pracując jako najemnicy. Jesteśmy też
członkami większej organizacji UNA, United Nations Army.
Dotarliśmy
do jakiejś stacji. Czy to miejsce jest aż tak wielkie, że
poruszają się tu pociągami? Wygląda na to, że tak. Stacja od
torów była oddzielona przeźroczystymi ścianami z drzwiami w
regularnych odstępach. Podjechała kolejka, zatrzymując się tak
precyzyjnie, że drzwi wagonów pokrywały się idealnie z tymi na
stacji. Wsiedliśmy do składu a Świstak nie przerywał swojego
monologu.
-
Znajdujemy się teraz w naszej największej bazie, Stacji MARU. Jej
nazwa wzięła się od tego, że całość zbudowana jest na planie
okręgu, a maru to po japońsku okrąg. Jej średnica wynosi dziesięć
kilometrów i składa się z kilku poziomów. Dwa na hangary
samolotów, jeden na magazyny i zbiorniki paliw, jeden na generatory
i sztuczne uprawy rolne. Następne dwa na hangary mechów. Potem jest
poziom z sekcjami mieszkalnymi, jadalnymi, wypoczynkowymi i paroma
innymi, w tym również sekcja dowodzenia. Pod Hangarami mechów
znajdują się pola treningowe, symulatory, strzelnice i wiele
innych. Całość przeplatają linie komunikacji kolejowej oraz
mnóstwo wind osobowych i transportowych.
Cały
czas uważnie go słuchałem. Chciałem zwiedzić dokładnie to
miejsce, ale byłem świadom, że pewnie nie będzie to możliwe.
Kolejka sunęła cicho i łagodnie, zatrzymując się na kilku innych
stacjach. Poza momentami, kiedy hamowała i przyspieszała, nie czuć
było, że się przemieszcza.
-
Stacja ta jest jak okręt flagowy naszej firmy.
Jest w pełni samowystarczalna, a to dzięki podziemnym połączeniom
z innymi obiektami tego typu. Pozyskujemy z nich części i paliwo, a
wysyłamy żywność. Posiadamy najlepszy ośrodek szkoleniowy dzięki
symulatorom i polom treningowym. Mamy nawet wiele miejsc, gdzie można
się rozerwać. Piloci czasem wyzywają się na pojedynki na arenie.
Są to walki w mechach. Drogi biznes, ponieważ pochłania sporo
części zapasowych, a ranni piloci siłą rzeczy są czasowo
wyłączeni ze służby, ale pozwala to rozładować napięcia i
dajemy żołnierzom możliwość sprawdzenia, który z nich jest
lepszy tu na miejscu, dzięki czemu poza bazą są lepiej skupieni na
walce z wrogiem niż rywalizacją między sobą.
- Czekaj. Powiedziałeś, że jesteście firmą, a chwilę temu mówiłeś, że jesteście organizacją wojskową.
- Zgadza się i to nie był błąd. Staliśmy się firmą po odłączeniu się od UEG, jednak zachowaliśmy regulaminy wojskowe i hierarchię. Pozwala to lepiej zapanować nad personelem. No i określenie żołnierz brzmi lepiej niż pracownik. - Świstak zaśmiał się, wypowiadając ostatnie zdanie.
- Czekaj. Powiedziałeś, że jesteście firmą, a chwilę temu mówiłeś, że jesteście organizacją wojskową.
- Zgadza się i to nie był błąd. Staliśmy się firmą po odłączeniu się od UEG, jednak zachowaliśmy regulaminy wojskowe i hierarchię. Pozwala to lepiej zapanować nad personelem. No i określenie żołnierz brzmi lepiej niż pracownik. - Świstak zaśmiał się, wypowiadając ostatnie zdanie.
Kolejka
zaczęła zwalniać i wjechała na większą od pozostałych
stację.
- To tutaj. Jeśli coś pomieszałem w moich wyjaśnieniach, to przepraszam. Na szkoleniach dowiesz się więcej. A teraz chodź.
- To tutaj. Jeśli coś pomieszałem w moich wyjaśnieniach, to przepraszam. Na szkoleniach dowiesz się więcej. A teraz chodź.
Dotarliśmy
do sekcji dowodzenia przez szeroki korytarz, mijając po drodze kilka
kawiarni i barów. Powitało nas dwóch strażników, którzy
sprawdzili dokumenty Świstaka, przeszukali nas i pozwolili przejść.
Duża grodź rozsunęła się na boki ukazując ogromne
pomieszczenie. W oczy rzucał się monitor, pokazujący mapę miasta
i okolic. Było na nim wyróżnionych kilka miejsc. Po bokach
widniały obrazy z kamer gdzieś w centrum oraz różne inne
informacje. Pod nim było wiele stanowisk z szerokimi obrazami
holograficznymi. Przy większości z nich siedzieli ludzie.
-
To stanowisko monitoringu. Zajmują się tutaj obserwacją miasta i
reagują wysyłając informacje do służb miejskich, takich jak
policja, straż czy pogotowie. Jest to też siatka wczesnego
ostrzegania. Niejedna akcja terrorystyczna została udaremniona
dzięki szybkiej reakcji pracujących tu ludzi. - wyjaśnił mój
przewodnik widząc moje zafascynowanie. - Są jeszcze inne punkty
podobne do tego, ale zobaczysz je kiedy indziej.
Weszliśmy
do windy i wjechaliśmy kilka pięter wyżej. W końcu dotarliśmy na
miejsce. Świstak powiedział, żebym zaczekał aż zostanę wezwany.
Przekazał coś jednemu z mężczyzn siedzących za biurkami i
zniknął w windzie. Nie czekałem długo, jakieś 5 minut później
powiedziano mi, żebym wszedł. Znalazłem się w pokoju,
wyglądającym raczej na gabinet zarządu jakiejś firmy, a nie
organizacji wojskowej. Zostałem ciepło powitany przez trzy osoby,
zajmujące się studiowaniem moich papierów. Wiedzieli o mnie chyba
wszystko. Zadali kilka pytań na potwierdzenie mojej tożsamości,
sprawdzili coś w dokumentach, wymienili kilka uwag między sobą i
skontaktowali się z kimś przez komunikator. Bez dokładniejszych
wyjaśnień przekazali mi legitymacje zawierającą moje nowe ja i
papierek na wydanie wyposażenia i przydzielenie pokoju, po czym
kazali udać się do magazynów.
Hah.
Nadal więc będę miał na imię Adam, Zmianie uległo m.in.
nazwisko, które teraz brzmiało tak trochę zachodnio i nie podobało
mi się. Stevens. O dziwo kilka rubryk nadal było wolnych. Widać
zmiana mojej tożsamości nie dobiegła końca.
Błąkałem
się pewien czas aż w końcu dotarłem do magazynów. Ktoś pokazał
mi gdzie iść i w końcu znalazłem właściwą osobę. Dostałem
wielką torbę w której, jak zostałem poinformowany, znajdowały
się już moje nowe rzeczy, a wyposażenie ze starego domu niedługo
będzie dostarczone. Zastanawiałem się jak długo musiałem spać,
skoro już to wszystko zrobili. Pomyślałem też, że jak na tak
dobrze zorganizowane miejsce, musiałem się sporo nachodzić.
Wyszperałem z torby datapad i poświęciłem chwilę na
przestudiowanie informacji, jakie zawiera. O dziwo, znalazłem na nim
mapę stacji. Czy to nie pewne ryzyko? Co by było, gdyby wpadło to
w nieodpowiednie ręce. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Z pomocą
mapy dotarłem do pokoju, ale nie bez problemów. Wysiadłem na złej
stacji i kawałek musiałem przejść z buta.
Wreszcie
dotarłem. E-6/253
jak informowała ta tabliczka na ścianie nad czytnikiem. Przyłożyłem
do niego moją legitymację. Odpowiedział pikaniem a drzwi się
odblokowały i przesunęły otwierając pomieszczenie wypełnione
ciemnością. Wszedłem do środka a czujniki automatycznie zapaliły
światło. I zaskoczenie. Poza kilkoma dużymi pudłami, lezącymi
pod ścianą, było tu jeszcze łóżko, drugie drzwi, zapewne do
łazienki, szeroki ekran, i rozsuwana szafa w ścianie. Miejsca było
całkiem sporo. Jak na taką pustkę było całkiem przytulnie.
Rzuciłem torbę i dokładnie rozejrzałem się po pomieszczeniu.
Siadłem w końcu na skraju mojego spania i chwilę myślałem co
będzie dalej, ale zrezygnowałem z tego. Podciągnąłem do siebie
leżącą na środku podłogi torbę
i sprawdziłem co w niej jest. I nie zdziwiła mnie jej zawartość.
7 identycznych koszul. 7 identycznych bluz. 7 par spodni długich i 3
pary krótkich. Sporo par skarpet różnych długości i rodzajów.
Mundur galowy i niebieski kombinezon. Przedmioty higieniczne i trochę
innych rzeczy. Zupełnie jak w wojsku. Wyjąłem dość duży
scyzoryk i rozłożyłem nóż. Rozciąłem nim pudła, których
zawartość wielce mnie ucieszyła. Była w nich połowa mojego
dawnego życia. Książki, nad których zdobyciem strasznie się
namęczyłem, komputer, monitor, DataBox i wszystkie moje mangi
wyrwane na targach. Zdjęcia rodziny oraz przyjaciół. Nawet golarka
tam była i mnóstwo drobnej elektroniki. Wszystko fajnie, ale co ja
z tym zrobię? Nie mam za bardzo gdzie to wszystko ułożyć.
Sprawdziłem,
o której mam się stawić na szkoleniu. 7:30, a kolejka odjeżdża o
7:15. Zegar pokazywał teraz 15:24. Mnóstwo czasu. Wyjąłem
najpierw DataBox, głośniki i stację dokującą. Podłączyłem
wszystko, puściłem ulubioną muzykę i zabrałem się do roboty.
Gdy
skończyłem dochodziła 19. Wziąłem więc szybki prysznic, ubrania
oczyściłem w dezynfekatorze, zabrałem datapad i wyszedłem
rozejrzeć się po okolicy. W sektorze mieszkalnym grupy E-6 nie było
za wiele. Kilka barów, kawiarnia, stacja kolejki, windy i mnóstwo
korytarzy. Postanowiłem, że zjadę sekcję niżej do hangaru
mechów. Był tam warsztat. Może znajdę coś, z czego zorganizuję
sobie biurko i półki na książki. Wsiadłem więc w najbliższą
windę i zjechałem w dół. Wędrowałem chwilę tu i tam, pogadałem
z kilkoma osobami, ale nie dowiedziałam się niczego. Jakoś nie
byli szczególnie rozmowni. Widząc, że jest już po 21 uznałem, że
czas wracać. Może zapoznam się z kimś niedaleko swojego lokum.
Minąłem kilka warsztatów i nagle usłyszałem znajomy utwór. Nie
było to coś, za czym szczególnie przepadałem. Kto lubi słuchać
muzykę klasyczną? Znałem osobę, która strasznie ją lubiła,
szczególnie w czasie pracy i szczególnie ten utwór.
Szybko
zlokalizowałem jej źródło, był to jeden z box-ów warsztatowych.
Pracował tam chłopak na oko w moim wieku. Grzebał przy czymś, co
przypominało motocykl, ale poza dwoma kołami niewiele miał z nim
wspólnego. Z jego wnętrza odchodziło mnóstwo kabli,
które łączyły się z komputerem oraz podręcznym
monitorem, leżącym niedaleko pracującego, na który co chwila
spoglądał. Wyglądał on bardzo znajomo, a jednak inaczej. Wtedy
zobaczyłem zegarek na jego lewym nadgarstku. Bardzo
charakterystyczny, bo robiony na zamówienie.
- Nad czym tak dłubiesz „BuBu”?
Przestał grzebać w maszynie, wyłączył muzykę gestem ręki w powietrzu i wstał plecami do mnie.
- Tak mnie nazywał pewien stary znajomy, wyglądający trochę jak dziewczyna i tylko on.
- No tak się wita starych znajomych. Odwróć się twarzą, bo zaraz się obrażę.
Powoli odwrócił się do mnie, a jego oczy wbiły się w moje. Chwilę tak staliśmy patrząc na siebie w napięciu. Obaj nie mogliśmy uwierzyć, że stoimy ze sobą twarzą w twarz po tak długim czasie. W końcu zaczęliśmy zbliżać się jeden do drugiego krok za krokiem. Gdy byliśmy na wyciągnięcie ręki on w końcu wybuchł.
- Kurwa. Adam. Jak ja cię dawno nie widziałem. - i jak to miał w zwyczaju rzucił się na mnie z przyjacielskim uściskiem swoimi wielkimi łapami.
- Tak, tak. Też się cieszę Boguś, ale puść mnie już, bo zaraz mnie zgnieciesz wielkoludzie.
- A tak. Przepraszam. - posłusznie rozluźnił uścisk i zabrał ręce. – Co ty tutaj robisz? - zapytał już spokojniej, ale nadal był podekscytowany spotkaniem.
- Długa historia, ale tak w skrócie to jestem nowym rekrutem. A ty? Wszyscy myśleliśmy, że wywieźli cię gdzieś do jakiegoś tajnego więzienia. Co się stało?
- Tak, przykrywka. Rekrutacja przez wyrok więzienia. A jak u ciebie?
- Śmierć w hovercraft'cie.
- Masakra. Tyle do opowiedzenia. Co z resztą? Co z grupą?
- Ogólnie nie najgorzej, ale też nie najlepiej. Musieliśmy czasowo zwinąć interes, ponieważ zieloni zaczęli węszyć.
- Rozumiem. Kto przejął dowodzenie? Ruda czy ktoś inny?
- Nie uwierzysz, ale ja.- uśmiechnąłem się lekko.
- Ty?!? Poważnie? Cicha woda co? Niby nie chciał się wychylać, ale jak nadarzyła się okazja to się wepchał, co?
- Nie. Samo tak jakoś przyszło. Wcale się o to nie prosiłem.
- Ok. Gdzie jesteś przydzielony?
- Nie jestem jeszcze pewien, ale chyba pilot mechów. A ty?
- Główny mechanik. Dochrapałem się kilku awansów. Jak dostaniesz własną maszynę, to mogę się nią dla ciebie zajmować. - mrugnął porozumiewawczo
- Zobaczymy. Mam sprawę.
- No gadaj.
- Potrzebuję biurka i pólek na książki. Wiesz jak mogę je zdobyć?
Chwilę myślał, po czym odpowiedział.
- Dwa sposoby: kupić w sklepie, kupić od kogoś ze środka, ale jest drożej, albo zrobić samemu. Polecam opcję trzecią. Mogę ci udostępnić w pełni wyposażony warsztat, a materiały też nie będą problemem. Mówisz mi co potrzebujesz i najpóźniej pojutrze to masz.
- Dzięki za pomoc Boguś. Będziesz tu jutro?
- Jestem tu codziennie wieczorem i zajmuję się dokończeniem tej bestii. Jutro ci powiem co to. Tymczasem idź i się prześpij. Wyglądasz jak zombie.
- Nad czym tak dłubiesz „BuBu”?
Przestał grzebać w maszynie, wyłączył muzykę gestem ręki w powietrzu i wstał plecami do mnie.
- Tak mnie nazywał pewien stary znajomy, wyglądający trochę jak dziewczyna i tylko on.
- No tak się wita starych znajomych. Odwróć się twarzą, bo zaraz się obrażę.
Powoli odwrócił się do mnie, a jego oczy wbiły się w moje. Chwilę tak staliśmy patrząc na siebie w napięciu. Obaj nie mogliśmy uwierzyć, że stoimy ze sobą twarzą w twarz po tak długim czasie. W końcu zaczęliśmy zbliżać się jeden do drugiego krok za krokiem. Gdy byliśmy na wyciągnięcie ręki on w końcu wybuchł.
- Kurwa. Adam. Jak ja cię dawno nie widziałem. - i jak to miał w zwyczaju rzucił się na mnie z przyjacielskim uściskiem swoimi wielkimi łapami.
- Tak, tak. Też się cieszę Boguś, ale puść mnie już, bo zaraz mnie zgnieciesz wielkoludzie.
- A tak. Przepraszam. - posłusznie rozluźnił uścisk i zabrał ręce. – Co ty tutaj robisz? - zapytał już spokojniej, ale nadal był podekscytowany spotkaniem.
- Długa historia, ale tak w skrócie to jestem nowym rekrutem. A ty? Wszyscy myśleliśmy, że wywieźli cię gdzieś do jakiegoś tajnego więzienia. Co się stało?
- Tak, przykrywka. Rekrutacja przez wyrok więzienia. A jak u ciebie?
- Śmierć w hovercraft'cie.
- Masakra. Tyle do opowiedzenia. Co z resztą? Co z grupą?
- Ogólnie nie najgorzej, ale też nie najlepiej. Musieliśmy czasowo zwinąć interes, ponieważ zieloni zaczęli węszyć.
- Rozumiem. Kto przejął dowodzenie? Ruda czy ktoś inny?
- Nie uwierzysz, ale ja.- uśmiechnąłem się lekko.
- Ty?!? Poważnie? Cicha woda co? Niby nie chciał się wychylać, ale jak nadarzyła się okazja to się wepchał, co?
- Nie. Samo tak jakoś przyszło. Wcale się o to nie prosiłem.
- Ok. Gdzie jesteś przydzielony?
- Nie jestem jeszcze pewien, ale chyba pilot mechów. A ty?
- Główny mechanik. Dochrapałem się kilku awansów. Jak dostaniesz własną maszynę, to mogę się nią dla ciebie zajmować. - mrugnął porozumiewawczo
- Zobaczymy. Mam sprawę.
- No gadaj.
- Potrzebuję biurka i pólek na książki. Wiesz jak mogę je zdobyć?
Chwilę myślał, po czym odpowiedział.
- Dwa sposoby: kupić w sklepie, kupić od kogoś ze środka, ale jest drożej, albo zrobić samemu. Polecam opcję trzecią. Mogę ci udostępnić w pełni wyposażony warsztat, a materiały też nie będą problemem. Mówisz mi co potrzebujesz i najpóźniej pojutrze to masz.
- Dzięki za pomoc Boguś. Będziesz tu jutro?
- Jestem tu codziennie wieczorem i zajmuję się dokończeniem tej bestii. Jutro ci powiem co to. Tymczasem idź i się prześpij. Wyglądasz jak zombie.
Pożegnaliśmy
się więc i wróciłem do siebie, by jak kłoda wyłożyć się na
wyrku. Zmęczenie przyszło nagle. Nie minęło 10 minut, a już
spałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz