czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 6


Rozdział 6
Postanowiłem, że jednak udostępnię jeden z ukończonych rozdziałów, który czekał na publikację już jakiś czas. Jeszcze raz zapraszam też na otwarcie Radia Kampai. Więcej inf w poście niżej. Miłego czytania.
Obudził mnie jakiś szum. Spróbowałem otworzyć oczy, ale okazało się to trudniejsze niż jest codziennie rano. Powieki podnosiły się tak, jakby były sklejone. Było jasno. Potrzebowałem chwili, by wzrok się przyzwyczaił. Znajdowałem się w białym pokoju z szarą podłogą. Wyglądała jak z plastiku. Światło pochodziło z listw umieszczonych na całej długości ścian, jakieś 40 cm pod sufitem i nie świeciły w dół, tylko w górę. Leżałem na łóżku pod ścianą, a naprzeciw mnie, szeroka szyba i drzwi. Przez szybę widać było korytarz.
Gdzie jestem? Co robiłem? Co się stało? Jak długo spałem? Czy to ambulatorium?
Spróbowałem poruszyć się. Lewa ręka - sprawna. Prawa ręka też. Mogę się podrapać po głowie. Nie jest więc źle. Nogami powoli i ciężko, ale daję radę. Zdjąłem więc z siebie kołdrę, przesunąłem na skraj łóżka i usiadłem na nim. Wstałem, zachwiałem się, ale ustałem. Podszedłem do drzwi. Co to? Nie ma klamki? Czyżbym był tu uwięziony? Zacząłem się im przyglądać, od niechcenia położyłem na nich rękę i usłyszałem szczęk mechanizmu i z pneumatycznym sykiem przesunęły się i zniknęły w podłodze.
Wyjrzałem na korytarz. Nikogo tam nie było. Wyszedłem i opierając się o ścianę poszedłem wzdłuż korytarza. Doszedłem do skrzyżowania korytarzy i postanowiłem na chwilę przystanąć. Wtedy z pokoju obok wyszedł jakiś mężczyzna. Popatrzył się na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem. Ja również byłem zaskoczony. Mężczyzna wyglądał na Azjatę, prawdopodobnie Japończyk.
- Widzę, że już się obudziłeś. - odezwał się po krótkiej chwili milczenia. - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak, myślę że tak. - odpowiedziałem niepewnie.
- To dobrze, pójdę zawiadomić górę, że jesteś już na nogach. Na końcu korytarza jest pokój wypoczynkowy dla personelu. Odpocznij tam, a ja powiem pielęgniarce, by przyniosła twoje ubranie. - powiedział pokazując ręką na korytarz za sobą po czym powędrował w przeciwnym kierunku. Chwilę odprowadziłem go wzrokiem, po czym dalej podpierając ścianę skierowałem się we wskazanym kierunku. Po krótkiej chwili doszedłem do kolejnego rozwidlenia w kształcie litery T. Na ścianie były dwuskrzydłowe drzwi podpisane „Pokój luzu”. Zbliżyłem się do nich, a te rozsunęły się na boki ukazując niewielkie pomieszczenie z kanapą, lodówką, ekspresem do kawy, kilkoma krzesłami i stolikiem, na którym leżało kilka dużych datapadów, służących zapewne do czytania pism elektronicznych. Były jeszcze drzwi prowadzące do łazienki. Usiadłem ostrożnie na kanapie, gdy spostrzegłem, że jest wygodna rozwaliłem się na niej jak pan i władca. Pół leżąc, pół siedząc sięgnąłem po pada i przejrzałem, jakie pisemka wgrane są do pamięci. Głównie medyczne, ale były też jakieś o modzie, motoryzacji i parę innych. Nie było mi dane żadnego przeczytać, drzwi ponownie się rozsunęły i stanęła w nich młoda kobieta. Całkiem ładna. W ręce trzymała ubranie ukryte w folii ochronnej. Spiorunowała mnie wzrokiem, chwilę nic nie mówiąc. Domyślając się, o co chodzi grzecznie odłożyłem datapad, wstałem i podszedłem do niej. Podała mi moje nowe ciuchy i pokazała na łazienkę. Posłusznie poszedłem się przebrać. W połowie drogi zorientowałem się, co mam na sobie. Białe, długie coś, przypominające wstrętną sukienkę, która wbrew pozorom była bardzo wygodna, ale ten luz w kroku był trochę dziwnym uczuciem, jednak nie powiem, że nieprzyjemnym. Otrząsnąłem się jednak i zniknąłem za drzwiami.
Wyszedłem ubrany w jakiś mundur. Biały podkoszulek, ciemno-niebieskie, prawie granatowe długie spodnie z ozdobami w postaci żółtych i białych pasków oraz bluza mundurowa w podobnym fasonie. Całości dopełniały buty. Zwykłe „adidasy” z amortyzowaną podeszwą. Bardzo wygodne. Czekająca na mnie kobieta gestem ręki nakazała iść za sobą. Przeszliśmy dwa korytarze i dotarliśmy do recepcji ambulatorium. Czekał tam mężczyzna ubrany w podobny do mojego strój, ale z innymi ozdobami. Wyraźnie ucieszony na mój widok podszedł, gdy tylko przeszliśmy przez próg dzielący pomieszczenie od korytarzy.
- Cieszy mnie widok, że już wszystko z tobą w porządku. Mówią na mnie Świstak. Mam cię zaprowadzić do dowództwa byś odebrał papiery i przy okazji powiedzieć co nieco o miejscu, w którym się znajdujesz. To jak, idziemy? - zapytał odwracając się do wyjścia.
- Jasne, tylko powiedz mi co się stało, że trafiłem tutaj.- Zapytałem trochę niepewnie.
- Masz na myśli ambulatorium? - odwrócił się nieco zaskoczony. - z tego co mi wiadomo zasłabłeś po wyjściu z transportowca i zemdlałeś. Nic więcej nie wiem.
- Dzięki. Dobra, prowadź. Chcę się w końcu dowiedzieć co się tutaj dzieje.
Wyszliśmy z recepcji, do której prowadziło szerokie przejście. Zaraz za nim była winda, ale nie skorzystaliśmy z niej. Świstak prowadził mnie dużym korytarzem. Przez głowę przeszło mi, że jeszcze trochę i dostanę od nich klaustrofobii. W tym czasie mój towarzysz podał mi trochę informacji.
- Jesteśmy organizacją pracującą pod nazwą Free Soldiers. Powstała ona pierwotnie jako jednostka do zadań specjalnych dla UEG. Odnosiła liczne sukcesy i szybko rozrastała się poszerzając zakres swoich obowiązków. Stawała się też coraz większym ciężarem budżetowym dla firmy i zarząd rozpatrywał opcję zlikwidowania FS. Gdy zapadła decyzja, dowództwo postanowiło odłączyć się od UEG i stać się samodzielną, niezależną grupą. Było ciężko, ale ostatecznie udało się zdobyć kontrolę nad pewnym obszarem, który szybko się powiększał, dzięki poparciu obywateli uświadamianych o rządach korporacji. Dziś pod naszą kontrolą jest obszar wielkością odpowiadający Niemcom z kilkoma większymi bazami oraz wieloma mniejszymi znajdującymi się poza granicami. Jako organizacja wojskowa szybko zyskujemy poparcie, a na terenach innych firm zdobywamy pieniądze pracując jako najemnicy. Jesteśmy też członkami większej organizacji UNA, United Nations Army.
Dotarliśmy do jakiejś stacji. Czy to miejsce jest aż tak wielkie, że poruszają się tu pociągami? Wygląda na to, że tak. Stacja od torów była oddzielona przeźroczystymi ścianami z drzwiami w regularnych odstępach. Podjechała kolejka, zatrzymując się tak precyzyjnie, że drzwi wagonów pokrywały się idealnie z tymi na stacji. Wsiedliśmy do składu a Świstak nie przerywał swojego monologu.
- Znajdujemy się teraz w naszej największej bazie, Stacji MARU. Jej nazwa wzięła się od tego, że całość zbudowana jest na planie okręgu, a maru to po japońsku okrąg. Jej średnica wynosi dziesięć kilometrów i składa się z kilku poziomów. Dwa na hangary samolotów, jeden na magazyny i zbiorniki paliw, jeden na generatory i sztuczne uprawy rolne. Następne dwa na hangary mechów. Potem jest poziom z sekcjami mieszkalnymi, jadalnymi, wypoczynkowymi i paroma innymi, w tym również sekcja dowodzenia. Pod Hangarami mechów znajdują się pola treningowe, symulatory, strzelnice i wiele innych. Całość przeplatają linie komunikacji kolejowej oraz mnóstwo wind osobowych i transportowych.
Cały czas uważnie go słuchałem. Chciałem zwiedzić dokładnie to miejsce, ale byłem świadom, że pewnie nie będzie to możliwe. Kolejka sunęła cicho i łagodnie, zatrzymując się na kilku innych stacjach. Poza momentami, kiedy hamowała i przyspieszała, nie czuć było, że się przemieszcza.
- Stacja ta jest jak okręt flagowy naszej firmy. Jest w pełni samowystarczalna, a to dzięki podziemnym połączeniom z innymi obiektami tego typu. Pozyskujemy z nich części i paliwo, a wysyłamy żywność. Posiadamy najlepszy ośrodek szkoleniowy dzięki symulatorom i polom treningowym. Mamy nawet wiele miejsc, gdzie można się rozerwać. Piloci czasem wyzywają się na pojedynki na arenie. Są to walki w mechach. Drogi biznes, ponieważ pochłania sporo części zapasowych, a ranni piloci siłą rzeczy są czasowo wyłączeni ze służby, ale pozwala to rozładować napięcia i dajemy żołnierzom możliwość sprawdzenia, który z nich jest lepszy tu na miejscu, dzięki czemu poza bazą są lepiej skupieni na walce z wrogiem niż rywalizacją między sobą.
- Czekaj. Powiedziałeś, że jesteście firmą, a chwilę temu mówiłeś, że jesteście organizacją wojskową.
- Zgadza się i to nie był błąd. Staliśmy się firmą po odłączeniu się od UEG, jednak zachowaliśmy regulaminy wojskowe i hierarchię. Pozwala to lepiej zapanować nad personelem. No i określenie żołnierz brzmi lepiej niż pracownik. - Świstak zaśmiał się, wypowiadając ostatnie zdanie.
Kolejka zaczęła zwalniać i wjechała na większą od pozostałych stację.
- To tutaj. Jeśli coś pomieszałem w moich wyjaśnieniach, to przepraszam. Na szkoleniach dowiesz się więcej. A teraz chodź.
Dotarliśmy do sekcji dowodzenia przez szeroki korytarz, mijając po drodze kilka kawiarni i barów. Powitało nas dwóch strażników, którzy sprawdzili dokumenty Świstaka, przeszukali nas i pozwolili przejść. Duża grodź rozsunęła się na boki ukazując ogromne pomieszczenie. W oczy rzucał się monitor, pokazujący mapę miasta i okolic. Było na nim wyróżnionych kilka miejsc. Po bokach widniały obrazy z kamer gdzieś w centrum oraz różne inne informacje. Pod nim było wiele stanowisk z szerokimi obrazami holograficznymi. Przy większości z nich siedzieli ludzie.
- To stanowisko monitoringu. Zajmują się tutaj obserwacją miasta i reagują wysyłając informacje do służb miejskich, takich jak policja, straż czy pogotowie. Jest to też siatka wczesnego ostrzegania. Niejedna akcja terrorystyczna została udaremniona dzięki szybkiej reakcji pracujących tu ludzi. - wyjaśnił mój przewodnik widząc moje zafascynowanie. - Są jeszcze inne punkty podobne do tego, ale zobaczysz je kiedy indziej.
Weszliśmy do windy i wjechaliśmy kilka pięter wyżej. W końcu dotarliśmy na miejsce. Świstak powiedział, żebym zaczekał aż zostanę wezwany. Przekazał coś jednemu z mężczyzn siedzących za biurkami i zniknął w windzie. Nie czekałem długo, jakieś 5 minut później powiedziano mi, żebym wszedł. Znalazłem się w pokoju, wyglądającym raczej na gabinet zarządu jakiejś firmy, a nie organizacji wojskowej. Zostałem ciepło powitany przez trzy osoby, zajmujące się studiowaniem moich papierów. Wiedzieli o mnie chyba wszystko. Zadali kilka pytań na potwierdzenie mojej tożsamości, sprawdzili coś w dokumentach, wymienili kilka uwag między sobą i skontaktowali się z kimś przez komunikator. Bez dokładniejszych wyjaśnień przekazali mi legitymacje zawierającą moje nowe ja i papierek na wydanie wyposażenia i przydzielenie pokoju, po czym kazali udać się do magazynów.
Hah. Nadal więc będę miał na imię Adam, Zmianie uległo m.in. nazwisko, które teraz brzmiało tak trochę zachodnio i nie podobało mi się. Stevens. O dziwo kilka rubryk nadal było wolnych. Widać zmiana mojej tożsamości nie dobiegła końca.
Błąkałem się pewien czas aż w końcu dotarłem do magazynów. Ktoś pokazał mi gdzie iść i w końcu znalazłem właściwą osobę. Dostałem wielką torbę w której, jak zostałem poinformowany, znajdowały się już moje nowe rzeczy, a wyposażenie ze starego domu niedługo będzie dostarczone. Zastanawiałem się jak długo musiałem spać, skoro już to wszystko zrobili. Pomyślałem też, że jak na tak dobrze zorganizowane miejsce, musiałem się sporo nachodzić. Wyszperałem z torby datapad i poświęciłem chwilę na przestudiowanie informacji, jakie zawiera. O dziwo, znalazłem na nim mapę stacji. Czy to nie pewne ryzyko? Co by było, gdyby wpadło to w nieodpowiednie ręce. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Z pomocą mapy dotarłem do pokoju, ale nie bez problemów. Wysiadłem na złej stacji i kawałek musiałem przejść z buta.
Wreszcie dotarłem. E-6/253 jak informowała ta tabliczka na ścianie nad czytnikiem. Przyłożyłem do niego moją legitymację. Odpowiedział pikaniem a drzwi się odblokowały i przesunęły otwierając pomieszczenie wypełnione ciemnością. Wszedłem do środka a czujniki automatycznie zapaliły światło. I zaskoczenie. Poza kilkoma dużymi pudłami, lezącymi pod ścianą, było tu jeszcze łóżko, drugie drzwi, zapewne do łazienki, szeroki ekran, i rozsuwana szafa w ścianie. Miejsca było całkiem sporo. Jak na taką pustkę było całkiem przytulnie. Rzuciłem torbę i dokładnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Siadłem w końcu na skraju mojego spania i chwilę myślałem co będzie dalej, ale zrezygnowałem z tego. Podciągnąłem do siebie leżącą na środku podłogi torbę i sprawdziłem co w niej jest. I nie zdziwiła mnie jej zawartość. 7 identycznych koszul. 7 identycznych bluz. 7 par spodni długich i 3 pary krótkich. Sporo par skarpet różnych długości i rodzajów. Mundur galowy i niebieski kombinezon. Przedmioty higieniczne i trochę innych rzeczy. Zupełnie jak w wojsku. Wyjąłem dość duży scyzoryk i rozłożyłem nóż. Rozciąłem nim pudła, których zawartość wielce mnie ucieszyła. Była w nich połowa mojego dawnego życia. Książki, nad których zdobyciem strasznie się namęczyłem, komputer, monitor, DataBox i wszystkie moje mangi wyrwane na targach. Zdjęcia rodziny oraz przyjaciół. Nawet golarka tam była i mnóstwo drobnej elektroniki. Wszystko fajnie, ale co ja z tym zrobię? Nie mam za bardzo gdzie to wszystko ułożyć.
Sprawdziłem, o której mam się stawić na szkoleniu. 7:30, a kolejka odjeżdża o 7:15. Zegar pokazywał teraz 15:24. Mnóstwo czasu. Wyjąłem najpierw DataBox, głośniki i stację dokującą. Podłączyłem wszystko, puściłem ulubioną muzykę i zabrałem się do roboty.
Gdy skończyłem dochodziła 19. Wziąłem więc szybki prysznic, ubrania oczyściłem w dezynfekatorze, zabrałem datapad i wyszedłem rozejrzeć się po okolicy. W sektorze mieszkalnym grupy E-6 nie było za wiele. Kilka barów, kawiarnia, stacja kolejki, windy i mnóstwo korytarzy. Postanowiłem, że zjadę sekcję niżej do hangaru mechów. Był tam warsztat. Może znajdę coś, z czego zorganizuję sobie biurko i półki na książki. Wsiadłem więc w najbliższą windę i zjechałem w dół. Wędrowałem chwilę tu i tam, pogadałem z kilkoma osobami, ale nie dowiedziałam się niczego. Jakoś nie byli szczególnie rozmowni. Widząc, że jest już po 21 uznałem, że czas wracać. Może zapoznam się z kimś niedaleko swojego lokum. Minąłem kilka warsztatów i nagle usłyszałem znajomy utwór. Nie było to coś, za czym szczególnie przepadałem. Kto lubi słuchać muzykę klasyczną? Znałem osobę, która strasznie ją lubiła, szczególnie w czasie pracy i szczególnie ten utwór.
Szybko zlokalizowałem jej źródło, był to jeden z box-ów warsztatowych. Pracował tam chłopak na oko w moim wieku. Grzebał przy czymś, co przypominało motocykl, ale poza dwoma kołami niewiele miał z nim wspólnego. Z jego wnętrza odchodziło mnóstwo kabli, które łączyły się z komputerem oraz podręcznym monitorem, leżącym niedaleko pracującego, na który co chwila spoglądał. Wyglądał on bardzo znajomo, a jednak inaczej. Wtedy zobaczyłem zegarek na jego lewym nadgarstku. Bardzo charakterystyczny, bo robiony na zamówienie.
- Nad czym tak dłubiesz „BuBu”?
Przestał grzebać w maszynie, wyłączył muzykę gestem ręki w powietrzu i wstał plecami do mnie.
- Tak mnie nazywał pewien stary znajomy, wyglądający trochę jak dziewczyna i tylko on.
- No tak się wita starych znajomych. Odwróć się twarzą, bo zaraz się obrażę.
Powoli odwrócił się do mnie, a jego oczy wbiły się w moje. Chwilę tak staliśmy patrząc na siebie w napięciu. Obaj nie mogliśmy uwierzyć, że stoimy ze sobą twarzą w twarz po tak długim czasie. W końcu zaczęliśmy zbliżać się jeden do drugiego krok za krokiem. Gdy byliśmy na wyciągnięcie ręki on w końcu wybuchł.
- Kurwa. Adam. Jak ja cię dawno nie widziałem. - i jak to miał w zwyczaju rzucił się na mnie z przyjacielskim uściskiem swoimi wielkimi łapami.
- Tak, tak. Też się cieszę Boguś, ale puść mnie już, bo zaraz mnie zgnieciesz wielkoludzie.
- A tak. Przepraszam. - posłusznie rozluźnił uścisk i zabrał ręce. – Co ty tutaj robisz? - zapytał już spokojniej, ale nadal był podekscytowany spotkaniem.
- Długa historia, ale tak w skrócie to jestem nowym rekrutem. A ty? Wszyscy myśleliśmy, że wywieźli cię gdzieś do jakiegoś tajnego więzienia. Co się stało?
- Tak, przykrywka. Rekrutacja przez wyrok więzienia. A jak u ciebie?
- Śmierć w hovercraft'cie.
- Masakra. Tyle do opowiedzenia. Co z resztą? Co z grupą?
- Ogólnie nie najgorzej, ale też nie najlepiej. Musieliśmy czasowo zwinąć interes, ponieważ zieloni zaczęli węszyć.
- Rozumiem. Kto przejął dowodzenie? Ruda czy ktoś inny?
- Nie uwierzysz, ale ja.- uśmiechnąłem się lekko.
- Ty?!? Poważnie? Cicha woda co? Niby nie chciał się wychylać, ale jak nadarzyła się okazja to się wepchał, co?
- Nie. Samo tak jakoś przyszło. Wcale się o to nie prosiłem.
- Ok. Gdzie jesteś przydzielony?
- Nie jestem jeszcze pewien, ale chyba pilot mechów. A ty?
- Główny mechanik. Dochrapałem się kilku awansów. Jak dostaniesz własną maszynę, to mogę się nią dla ciebie zajmować. - mrugnął porozumiewawczo
- Zobaczymy. Mam sprawę.
- No gadaj.
- Potrzebuję biurka i pólek na książki. Wiesz jak mogę je zdobyć?
Chwilę myślał, po czym odpowiedział.
- Dwa sposoby: kupić w sklepie, kupić od kogoś ze środka, ale jest drożej, albo zrobić samemu. Polecam opcję trzecią. Mogę ci udostępnić w pełni wyposażony warsztat, a materiały też nie będą problemem. Mówisz mi co potrzebujesz i najpóźniej pojutrze to masz.
- Dzięki za pomoc Boguś. Będziesz tu jutro?
- Jestem tu codziennie wieczorem i zajmuję się dokończeniem tej bestii. Jutro ci powiem co to. Tymczasem idź i się prześpij. Wyglądasz jak zombie.
Pożegnaliśmy się więc i wróciłem do siebie, by jak kłoda wyłożyć się na wyrku. Zmęczenie przyszło nagle. Nie minęło 10 minut, a już spałem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz