poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5


Rozdział 5


-Chcecie mnie zabić?
-Tak. Zginiesz na papierze i przyjmiesz nową tożsamość - odparł kapitan patrząc się na pracujących ludzi.

Zgłupiałem. W pierwszej chwili myślałem, że mnie zabiją, ale jednak tego nie zrobią. Ulżyło mi i gdy logika wróciła to poczułem się trochę głupio. Ten stres sprawił, że trudniej mi się myślało. Zaraz jednak pojawił się smutek i żal. Że nigdy więcej nie spotkam przyjaciół i rodziny. Nawet nie dam rady się z nimi pożegnać. Co się stanie z naszą grupą? Czy któreś z nich zajmie się resztą? A co z mamą? Rzadko ją widuję, ale jeśli już jest w domu, to cały czas spędzamy razem. A tata? Nie. Nie myśl o tym teraz! Będzie jeszcze czas na to.

- Chcę jednak byś dołączył do nas. - kontynuował kapitan – Mam przeczucie, że powinieneś, a nie raz okazało się ono trafne i zwerbowaliśmy kilku dobrych pilotów i żołnierzy.
- A co jeśli odmówię?
- Posłuchaj. Nie jest to standardowa sytuacja. Wróg widział ciebie przy naszym mechu. Mogą pomyśleć iż byłeś w jakiś sposób powiązany z nami, co sprowadzi niebezpieczeństwo na ciebie, twoją rodzinę i przyjaciół. Dlatego chcemy upozorować twoją śmierć w wypadku, by odciągnąć od ciebie podejrzenia.
Ostatnie zdanie wypowiedział patrząc mi się w oczy. Nie wiem co z nich wyczytał, ale uspokoił się. Sam również poczułem się spokojniejszy po tym co usłyszałem. Skoro tak ma się sytuacja, to nie mam się czym martwić.
- Więc dołączę. Chcę jednak poznać jakieś informację o was i waszych wrogach. Nie chcę brać udziału w czymś, o czym nic nie wiem.
- Spokojnie. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Teraz musimy się już zbierać. - Spojrzał na stary zegarek CASIO – 30 minut. Jesteśmy tu już stanowczo za długo. – Gestem ręki pokazał mi żebym zaczekał, a sam poszedł do mechaników a następnie do żołnierzy pilnujących okolicy. Przyłożył rękę do ucha i wymienił kilka poleceń, po czym wszystko jakby nabrało tempa. Ludzie wykonując swoje zadania byli zgrani jak dobrze naoliwiona maszyna. Widać było, że to już nie pierwsza taka ich akcja. Nie minęło 5 minut, przyszedł do mnie jakiś żołnierz
- Dobra, wszystko gotowe. Zbieramy się. Wsiadamy do transportera D3 i lecimy pierwsi – powiedział.
- Tak jest. - odparłem i poszedłem za nim w kierunku transportera.
Nim do niego doszliśmy, przed wejściem ustawił się już dwuszereg. Czekali chyba tylko na nas. Gdy doszliśmy maszyna włączała już silniki i szykowała się do odlotu. Kapitan wydał polecenie i wszyscy równym tempem wsiedli do środka.

Jako że wsiadałem ostatni, to siedziałem na samym przedzie w lewym rzędzie. Obok mnie był żołnierz, który mnie przyprowadził. Kapitan zajął miejsce naprzeciw, a jego siedzenie skierowane było tyłem do przodu maszyny. Miał dzięki temu oko na wszystkich w środku. No, może poza pilotem. Silniki zaczęły pracować głośniej i samolot wznosić się. Nie było by w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że pilot Michał wyszedł z kabiny i podał mi słuchawkę komunikacyjną. Nie była to zwykła słuchawka. Nie wkładało się ją w ucho, a przylegała dokładnie do kości za uchem dzięki paskom oplatającym głowę. Wbrew pozorom jest to bardzo komfortowe. Na kablu wisiał mikrofon, który zakładało się na szyję. Typowo wojskowy sprzęt. Cywilny nie jest tak dobrze wykonany, ale podobny. Dźwięk w słuchawce przenoszony jest przez kość za pomocą wibracji. Zapewnia to najczystszy głos i najlepszą jakość dźwięku, ale trochę to kosztuje. Mikrofon zaś zbiera nie dźwięk wychodzący z ust, a wibracje generowane przez struny głosowe. Dzięki temu nie powstają zakłócenia w postaci szumu np. silnika i bardzo wyraźnie słychać osobę mówiącą.

Kiedy Michał siadał na swoim miejscu, spostrzegłem że nie ma drugiego pilota. Pilotował sam. Kapitan lekko podirytowany jego zachowaniem odezwał się przez komunikator, przez co wszyscy go słyszeli:
- Kto pozwolił ci opuszczać kabinę podczas lotu, kiedy nie ma drugiego pilota?!.
- Nie płacz stary. Wszystko było ustawione i gdyby tylko zaszła taka potrzeba, to ta puszka mogła by sama lecieć.
- Przecież ty nie lubisz używać autopilota i zawsze sam pilotujesz.- odparł lekko zaskoczony.
- Dlatego włączam go tylko jeśli mam jakiś powód. Gdyby nie ja, nikt nie podałby nowemu komunikatora i siedziałby jak ta trusia.
Chwilę panowała cisza. Kapitan przewrócił oczami i zatopił spojrzenie w ekran datapadu czytając coś. Samolot zaczął lecieć po prostej i szybko przyspieszać. Gdy lot się ustabilizował Michał ponownie zaczął mówić:
- To może opowiesz coś o sobie młody?
- Eeee?- „On mówił do mnie?”
- No skoro kapitan uznał, że powinniśmy cię zabrać, to na pewno musiałeś mu się spodobać. Opowiedz nam coś o sobie to może i my lepiej cię polubimy.
„Tak. Do mnie mówił”
- Nawet nie wiem od czego zacząć.
- To może opowiedz nam coś o swoich rodzicach. - ciągnął dalej, nim jednak zdążyłem odpowiedzieć wtrąciła się medyczka:
- Daj mu spokój. Dopiero co dowiedział się, że więcej nie spotka rodziny i ty będziesz go teraz męczył pytaniami na jej temat.
- Nie. Nie ma problemu. - odparłem – Mam świadomość, że już ich nie zobaczę, ale wierzę, że tak będzie najlepiej. - uśmiechnąłem się do siebie. - Poza tym, uważam że szkoda czasu na zamartwianie się. Trzeba zaakceptować to co się dzieje i dalej cieszyć się tym co jest.
- Hmmm. Czyli potrafisz też szybko przystosować się do zmieniających warunków. - wtrącił się kapitan.
- Tak. Szybko przystosowuję się do nowych warunków i sytuacji.
- Musisz prowadzić więc dość szczęśliwe życie, tak bez zmartwień. - rozczuliła się medyczka.
- No nie do końca. To że jestem dość beztroski wcale nie znaczy, że żyję bez jakichkolwiek zmartwień.-
- Dobra, skończmy to. - burknął Michał
- A czym zajmujesz się w wolnym czasie?- Zapytał kapitan
- Zazwyczaj zajmowałem się pozyskiwaniem informacji w Internecie na różne tematy, a kiedy miałem więcej czasu to siedziałem w symulatorze.-
- Symulatorze czego? - zapytał zaciekawiony pilot.
- Tata kupił sobie nowoczesny symulator pojazdów latających. Ma zaprogramowanych kilka różnych samolotów i jest bardzo zaawansowany. - wyjaśniłem.
- Czyli umiesz pilotować samoloty?-
- Tak, ale nie mam na to żadnych papierów.-
- A to mi nie przeszkadza. - po tych słowach fotel drugiego pilota odsunął się od pulpitu i obrócił o 180 stopni.
- Siadaj. - polecił Michał
- Co ty sobie wyobrażasz pozwalając komuś bez przygotowania siadać na fotelu pilota!? - zdenerwował się kapitan.
- Przestań stary. Mnie też zainteresował ten młody. Chcę sprawdzić, na co go stać.
- Nie pozwalam na to!
- Ty mi akurat możesz. - odpowiedział, po czym odwrócił się twarzą do mnie. - No siadasz czy nie?
Odpiąłem pasy i powędrowałem na miejsce drugiego pilota. Usiadłem, zapiąłem pas, a fotel obrócił się i przysunął do pulpitu. Natychmiast włączyły się wyświetlacze pokazujące informacje o stanie maszyny.
- Rozumiesz coś z informacji pokazanych na ekranach? - zapytał po krótkiej chwili.
Popatrzyłem po wyświetlaczach. Na początku nic z tego nie rozumiałem. Wszystko wyglądało inaczej niż w symulatorze, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się wszystko okazało się jasne.
- Tutaj są informacje o silnikach. Obroty turbin, moc wyjściowa, prędkość, spalanie, ilość pobieranego paliwa. Tutaj jest stan zbiorników paliwa. Tutaj radar, a tutaj chyba pokazywany jest stan poszycia maszyny.- mówię pokazując jeden z paneli.
- Zgadza się.
- To jest jakiś wyświetlacz wielofunkcyjny, a ten steruje radiem.
- No nieźle. Jednak coś tam umiesz. Dałbym ci po pilotować, ale nieźle by mi się za to oberwało, dla tego zrobimy to innym razem.
- Dlaczego latasz bez drugiego pilota? - zapytałem
- Ponieważ każdy z nich mi przeszkadzał. Często wyciskam z maszyny wszystko, na co ją stać, wykonując różne manewry, o których nawet projektanci nie myśleli. Każdy, kto siedział na tym miejscu nigdy nie chciał poznać maszyny, którą pilotuje, przez co ciągle wchodzili mi w drogę wierząc temu, co pokazywał komputer, a nie mnie. Uważam, że każdy powinien znać możliwości pojazdu, który przychodzi mu pilotować. Powinien wiedzieć jak zareaguje maszyna, gdy wykona jakąś czynność. Niestety, większość pilotów uważa, że oni są tylko od pilotowania a tylko mechanicy zajmują się przeglądem i serwisem, przez co nigdy nie mogą osiągnąć pełni możliwości swoich, jak i pojazdu. Ja dbam o ten samolocik osobiście, ale nie sam. Mechanicy mi pomagają, ale ja wiem co robią, jaką wykręcają śrubkę i co się zmieni, gdy zainstalują inną część.
- Dobra, przestań się już produkować. Zaraz tu usnę. - odezwał się jeden z żołnierzy z tyłu.
Samolot wykonał szybką i gwałtowną beczkę. Datapad, który trzymał kapitan wypadł mu z ręki i powędrował po podłodze, podobnie jak różne inne rzeczy trzymane przez pozostałych żołnierzy.
- Obudzony? - zapytał Michał z uśmiechem na mordzie.
- Ja już nic nie mówię.
- Dobra panienki. Dolatujemy do bazy. - odparł kapitan, po czym wszystkie rozmowy ucichły.

Pilot zmienił jakieś ustawienia na panelach, przez co silniki zaczęły pracować znacznie ciszej a lot stał się spokojniejszy. Zobaczyłem, że lecimy teraz nad miastem. Nie byłem w stanie określić nad jakim, było za ciemno, a to dlatego, że o północy światła w miastach są przygaszane. Zegarek pokazywał, że jest kilka minut po trzeciej. Lecieliśmy w ciszy kilka minut. Zwolniliśmy dopiero koło ogromnego budynku. Za nim zapaliły się światła nawigacyjne, pokazując miejsce lądowania. Gondole silników zaczęły się obracać a samolot obniżać lot. Gdy byliśmy 400 metrów nad lądowiskiem, zaczęło się ono otwierać. Zaskoczyło mnie to. Nie lądujemy na ziemi, a pod nią. Michał pokierował transporter bez żadnego problemu, nie zerkając nawet na monitor ścieżki lądowania. Zaraz po wylądowaniu dysze silników rozszerzyły się rozpraszając gazy wylotowe gasnących jednostek napędowych a właz lądowiska zamknął się. Platforma zaczęła zjeżdżać w dół. Szybko zjechaliśmy na sam dół szybu i moim oczom ukazał się widok wielkiego hangaru startowego. Maszyny różnych rozmiarów stały na platformach znajdujących się na szynach, po których się poruszały. Platformy przemieszczały się z miejsca na miejsce niosąc nie tylko sprzęt latający, ale również różnego rodzaju skrzynki, mechy i pojazdy naziemne.

Nasza platforma chwilę stała, po czym wjechała na główny tor i szybko przeniosła nas na miejsce, gdzie w rzędzie stały inne transportery.
- Jesteśmy na czas. - z ulgą w głosie powiedział kapitan Jeremy, patrząc się na zegarek zapięty na jego lewej ręce. – Zdążę zjeść kolację nim zaczną wydawać śniadania.
Kilka osób zaśmiało się cicho, a u reszty pojawił się uśmiech. Wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia podnosząc przedmioty upuszczone przez akrobacje Michała. Właz się otworzył i wyszliśmy na „podłogę” bazy. Światło pochodziło z lamp poumieszczanych na całym suficie i z listw oświetleniowych na ścianach. Oczywiście nie było to wystarczające do całkowitego oświetlenia wnętrza, więc w podłodze znajdowały się diody sygnalizujące gdzie i jak iść. Mieniły się różnymi kolorami, z których każdy coś oznaczał. Żołnierze szybko gdzieś poszli i zniknęli w różnych przejściach. Do transportera podeszli technicy, ale Michał próbował ich wygonić. Pozwolił jednak na szybki przegląd i mycie. Zostałem z kapitanem i medyczką.
- Witaj w swoim nowym domu. – zaczął mówić k. Jeremy. - Jest to Stacja MARU. Nim będziesz mógł tu zamieszkać, musimy stworzyć ci nową tożsamość i przebadać cię. Najpierw jednak doprowadzimy cię do porządku i pozwolimy odpocząć. Chodź. Pokażę ci twój tymczasowy pokój.

Ruszyliśmy w stronę jednego z korytarzy. Coś jednak było nie tak. Zaczęło mi być słabo, a obraz przed oczyma rozmył się. Zrobiłem jeszcze dwa kroki i nie wiem kiedy spotkałem się z podłogą. Nic nie czułem i nic nie słyszałem. Wszystko co widziałem było strasznie niewyraźne. Nie mogłem też się poruszyć. Zobaczyłem tylko, że ktoś się nade mną pochyla, po czym odpłynąłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz