sobota, 15 września 2012

Rozdział 4

Oba samoloty wykonały szybkie koło wokół polany po czym zaczęły obniżać lot. Widać było że miały pod spodem podczepione dwa mechy. Gdy podleciały jeszcze kawałek bliżej dostrzegłem oznaczenia na kadłubach. Pierwsza miała "D3" a druga "D4".

W odległości około stu metrów od ziemi zrzuciły transportowane roboty. Pierwszy zaraz po dotknięciu gruntu pobiegł w las i przykucnął w krzakach. Musiał włączyć jakiś system maskowania, bo jeśli ktoś nie wiedział że tam jest, to nigdy by go nie zauważył.

W tym samym czasie drugi odsunął się od miejsca lądowania i czekał obok. Oba samoloty w końcu przyziemiły. Piloci nawet nie zdążyli wyłączyć silników a z otwierających się drzwi "trojki" zaczęli wysiadać żołnierze. Dwóch ustawiło się przed wejściem, sześciu rozeszło się po okolicy a czterej zatrzymali się nie daleko mnie. Wszyscy ubrani byli w niebieskie kombinezony ze wzorem moro i trzymali broń w pogotowiu.

Tuż za nimi z samolotu wyskoczyła jakaś kobieta. Podbiegła w moim kierunku. Miała plecak zapięty dodatkowymi pasami na jej klatce piersiowej. Ubrana była w pomarańczowy kombinezon.

Zatrzymała się pod wrakiem i zdejmując plecak spojrzała na mnie i powiedziała:
- Chodź tutaj.-
Ostrożnie ześlizgnąłem się po resztkach kadłuba mecha i znalazłem się tuż obok niej. Wyjęła coś wyglądającego na zegarek i podała mi. Był to checker.
- Umiesz się nim posługiwać? -zapytała dalej kopiąc w plecaku.
- Tak, umiem.- odpowiedziałem zakładając go na rękę.

Jest to niewielkie urządzenie medyczne, zdobyczy nowoczesnej technologii i szerokiej wiedzy z zakresu ludzkiego ciała. Sprawdza ono stan fizyczny osoby noszącej, i wyświetla je na bezprzewodowym wyświetlaczu, który medyk ma przy sobie. Dzięki niemu uratowano już wielu żołnierzy, ponieważ jest szybki i dokładny, więc jest szeroko stosowany na polach bitew.

Zaraz po jego zapięciu, nacisnąłem przycisk znajdujący się na boku obudowy Checkera. Zapikał pięć razy po czym na bezprzewodowym wyświetlaczu, który medyczka zdążyła wyjąć pokazały się wyniki badania. Przejrzała je, pokiwała delikatnie głową i odłożyła tabletopodobne urządzenie. Podsunęła się bliżej mnie, położyła dłonie, na mojej głowie i przyjrzała się rozcięciu na czole.
- Boli? - Zapytała.
- Już nie. - Odparłem - Tylko na początku piekło.-

Sięgnęła do kieszonki kombinezonu, umieszczonej na lewym udzie, i wydobyła niewielką buteleczkę, oraz kawałek jakiegoś materiału. Wycisnęła niewielką ilość kleistej, przeźroczystej mazi o ostrym zapachu, przypominającym denaturat, na ranę i ostrożnie posmarowała. Syknąłem z bólu. Pieczenie powróciło, ale minęło tak szybko, jak się pojawiło. Przykleiła jeszcze samoprzylepny opatrunek.

W czasie,  w jakim się mną zajmowała, z pojazdu nr. trzy wyszło jeszcze kilka osób. Dwaj mężczyźni podeszli do wraków i zaczęli dokładnie je oglądać, oraz wymieniać spostrzeżeniami podczas głośnej dyskusji. Do myślałem się że byli to mechanicy. Pewnie sprawdzają co da się odzyskać z tego złomu. Popatrzyli trochę na wrogą maszynę, ale szybko przenieśli się do tej, w której chwilę wcześniej siedziałem. Zaczęli w niej grzebać, wyjmować jakieś części i przewody.

Na samym końcu wyszedł wysoki, barczysty facet. Stanął na ziemi obok wojskowych, pilnujących samolotów. Sięgnął do kieszeni, zapiętej na suwak, i wyciągnął cygaro i zapalarkę. Zapalił je i głęboko się zaciągnął.
- Taaak, tego mi brakowało.- Powiedział z wielką przyjemnością i ulgą w głosie.
Podszedł do medyczki, poczekał aż założy plecak i stanie przed nim:
- Jak się czuje? - Zapytał
- Wszystko z nim w porządku. Jest lekko obity, ale nic mu nie będzie. Posmarowany został żelem, więc szybko się zagoi. Juz jutro rana powinna się zabliźnić.
- Dobrze. Możesz iść. - Zasalutowała mu i poszła pogadać z żołnierzami.  Mężczyzna odwrócił się twarzą do mnie:
- Nieźle nas wszystkich nastraszyłeś. Gdy usłyszeliśmy, że jesteś atakowany tuż przed naszym przybyciem, baliśmy się, że pozostanie nam tylko wydobywanie ciała. -
Mówił to tak spokojnie, że można by odnieść wrażenie iż chciałby mojej śmierci. - Mam jednak pełen podziw do twoich umiejętności. - Kontynuował - Nie każdy jest bowiem w stanie, by jednostką tej klasy, zniszczyć ciężko opancerzonego łowce.
- Dziękuję. - Odparłem - Jednak sam nie wiem co robiłem. Działałem pod wpływem emocji.
- Nie bądź już taki skromny. - Powiedział klepiąc mnie po plecach, po czym zdał sobie sprawę, z faktu, że są one mokre od krwi. Wywarł dłoń o rękaw kombinezonu, i już miał odchodzić, gdy coś sobie przypomniał.
- A właśnie, w samolocie jest zapasowy strój dla ciebie. Idź zmień te ciuchy. I postaraj się nie zachlapać podłogi. Ciężko jest ją potem domyć. - Dodał jakby sam do siebie.

Po tych słowach skierował się do mechaników, którzy zaczęli się o coś kłócić.
- Adam, powtórzę ostatni raz. Nie ruszaj chłodzenia. Nie mamy narzędzi by to teraz wyciągnąć.-
- Taki duży a boi się o taką błahostkę. Przecież nie raz to wyjmowałem.-
- Ale nie z tego typu jednostki. Jak wywołasz święcie, to nawet nie będę cię reanimował.
- Stasiu, co takiego może się stać? Nasza wspaniała medyczka dobrze o mnie zadba.-
- Żebyś się nie zdziwił... A co mnie to obchodzi. Rób co chcesz.- Powiedział zniechęcony i odwrócił się w stronę zbliżającego się kapitana, machając ręką na kolegę.
Wyprostował się i zasalutował
- Coś się stało, sir?-
- Przyszedłem tylko spytać jak ocena szkód.-
- Nie jest tak źle, jak na to wygląda.- natychmiast odpowiedział mechanik Stanisław. - Kadłub poobijany, powgniatany, powykręcany, słowem zniszczony. Główne komputery do niczego się nie nadają, a stawy przeszły tyle, że aż dziwi mnie, że któryś nie wybuchł. Reaktor tylko uszczelnić i zapakować do nowego mecha. Pompy i tłoki hydrauliczne na złom. Możemy odzyskać większość okablowania, a co się tyczy chłodzenia... - zawiesił na chwilę głos, jakby zbierał myśli -... Niby da się je wyremontować, ale nie mamy teraz narzędzi, by je wydobyć. -
- To co w takim razie robi Adam? - Zapytał patrząc się na grzebiącego, pomiędzy nogami mecha, drugiego mechanika.
- Rzeźbi w gównie. - Odparł bez chwili wahania Stasiek.

W tej chwili dało się słyszeć krzyk faceta, porażonego prądem. Z robota uniosła się chmura dymu i iskier a stojąca tam osoba upadła na ziemię. Strażnicy nie wiedząc co się dzieje natychmiast podnieśli broń.
- No to chłodzenia też już nie mamy. - Odparł przewracając oczami, po czym krzyknął - Sanitariusz!

Widząc, że wielce się tym nie przejęli, postanowiłem nie zwracać na to uwagi, tylko wsiąść do samolotu. Maszyna była w środku całkiem przestronna. Na oko miała jakieś 6 metrów szerokości i 30 długości. Dwa rzędy siedzeń po dwa miejsca, nad nimi schowki, większość z nich miała tabliczki z opisami. Pod siedzeniami znajdowały się skrzynki z zestawami ratunkowymi. Na jednym końcu korytarza były drzwi do kabiny pilotów, a na drugim szafa, zajmująca całą szerokość.

Drzwi kabiny otworzyły się, i stanął w nich miło wyglądający mężczyzna, ubrany w normalne cywilne ubranie. No prawie. Długie spodnie miały mnóstwo kieszeni i wyglądały na zrobione z porządnego materiału. Nie to co ta tania odzież ze sklepów w mieście. Biała koszula a na niej szara kamizelka taktyczna. Miał krótko ostrzyżone blond włosy i zielone oczy.
Spokojnym krokiem zaczął się do mnie zbliżać, gdy był już wystarczająco blisko wyciągnął rękę i powiedział:
- Cześć. Jestem Michał. Ty musisz być tym uratowany chłopakiem, choć widzę, że sam świetnie sobie poradziłeś. Jak właściwie masz na imię?-
- Adam. Adam Walander.-
-Hmmm. Oryginalnie. Pierwsze słyszę takie nazwisko.- Przeszedł się wokół mnie, spojrzał na plamę na placach i uśmiechnął się - Widzę, że najczystszy nie jesteś. Choć, dam ci zapasowy kombinezon. Jaki masz rozmiar? -
- M 2/5.-
Otworzył szafę i zaczął przeszukiwać wieszaki.
-  Mamy L, ale osoba, która to nosi jest szczupła, więc powinno na ciebie pasować. -
Rzucił mi czerwony strój. Na pierwszy rzut oka był na mnie nieco przydługi, ale po założeniu nie było tak źle. Był za to trochę za szeroki w klatce piersiowej i biodrach...
- Czy to przypadkiem nie jest... -
- Nie. - Przerwał mi w środku pytania. - Ten co założyłeś, należał do poprzedniego medyka, lecz przenieśli go do innej drużyny, i nie zdążyli zabrać wszystkich rzeczy. Miał potężne barki i silne nogi, więc wysłali go na front. -
- Ok. To dobrze. - Ulżyło mi po tej wypowiedzi.
-  Ale jeśli chcesz mogę dać ci ten drugi - Powiedział odwracając się z powrotem do szafy.
- Nie.  Nie trzeba. Ten jest w porządku. -
- A co byś zrobił, gdyby tylko jej zapas pasował by na ciebie? - Zapytał z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- Z niechęcią, ale założył bym, ponieważ krew na koszuli szybko krzepła, i nie chciałbym odbywać jej w kawałkach. -
- Ha ha ha ha. Ok. Już cię lubię. Zauważ, że pod podszyciami, masz sznurki. Naciągnij je tak, by w miarę dobrze na tobie leżało. - Po tych słowach wrócił do kabiny.

Wyszedłem z samolotu i rozejrzałem się wokoło. Widać było więcej ludzi, widać wysiedli z drugiego pojazdu. Chodzili wokół szczątków maszyn i naciągali jakieś liny. Medyczka pochylała się nad mechanikiem Stanisławem, i wykonywała czynności reanimacyjne. Podszedłem do nich. Zrobili mi miejsce a kapitan poprosił bym chwilę poczekał. Patrzyliśmy, jak kobieta stara się przywrócić akcje życiowe. Wszyscy byli jakoś strasznie spokojni. Jakby nic się nie stało, a leżący miał zaraz wstać i powiedzieć że żart mu się nie udał. W końcu zaprzestała RKO, odsunęła się od ciała i czekała. Pomyślałem że już nie żyje, jednak jego klatka piersiowa szybko się uniosła po czym zaczął ciężko kaszleć. Otworzył oczy i rozejrzał się po otaczających go ludziach. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Ta cisza została przerwana przez jedyną w zespole kobietę:
- Człowieku, jestem zdumiona tym, ile takich szoków już przetrwałeś, a twój układ nerwowy jeszcze nie wysiadł.-
- Moja głowa to jest niezniszczalna. Widać po tym ile potrafię wypić.- Powiedział z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
- Ty już się lepiej tak nie chwal, bo obetnę ci żołd. - Wtrącił się kapitan. - Idź doprowadź się do porządku. Za chwilę zaczynamy.
- Tak jest. Przepraszam.- Powiedział i spróbował się podnieść, ale bez pomocy dwóch rosłych panów się nie obeszło.

Poczekaliśmy, aż mechanik z eskortą znikną w samolocie, po czym kapitan zwrócił się do reszty:
- No dobra, słyszeliście. Macie 20 minut, by przygotować tamten złom do zabrania. Po tym czasie zajmiemy zię rekrutacją nowego.-
- Tak jest sir.- Odpowiedział mu zgodny chórek, po czym wszyscy się rozeszli.
Ja zostałem z dowódcą.
- O ile mnie pamięć nie myli, to jeszcze ci się nie przedstawiłem. Jestem kapitan Jeremy T. Malkowic i dowodzę tą grupą. - Zaczął rozmowę.
- Miło mi. Moje imię już chyba każdy tutaj zna, ale powiem je osobiście. Adam Walander.-
Podaliśmy sobie dłonie. Jego ręka była wielka i silna, ale czuć było, że jest osobą delikatną. Sprawia wrażenie silnego i nieustępliwego wobec swoich podwładnych, ale nie był taki w na co dzień. To mnie zawsze zaskakiwało, ile można dowiedzieć się o drugiej osobie samą obserwacją i zwykłym uściśnięciem dłoni.
Popatrzyliśmy chwile na krzątających się wokół wraków ludzi, Malkowic wydał kilka rozkazów a w końcu ponownie zwrócił się do mnie:
- Wyjaśnię ci o co chodzi z tą rekrutacją. Ponieważ sporo widziałeś, możesz stać się dla nas niebezpieczny. W normalnych warunkach wyczyścili byśmy ci pamięć a ty do końca życia miałbyś wrażenie że czegoś zapomniałeś.-
- Więc co się zmieniło?- Zapytałem nieco zaciekawiony.
- Popisałeś się niezwykłymi umiejętnościami, nie tylko sterując maszyną, ale już samym jej uruchomieniem. Są wielu pilotów potrzebuje co najmniej miesiąca by dojść do tego, jak uruchomić systemy, a ty tylko wsiadłeś i zrobiłeś co trzeba. Zaciekawiło to naszych instruktorów i chcą wiedzieć jaką skrywasz tajemnice. -
- Ja nie skrywam żadnej tajemnicy.- Zacząłem wyjaśniać.
- T mnie akurat nie interesuje. Nie ze mną będziesz rozmawiał. Ja mam tylko dostarczyć cię do bazy. Jednak wiąże się to ze zmianą tożsamości i zniknięcia z dawnego życia. Mamy różne metody. Dowództwo ustaliło, że w twoim wypadku najlepsze będzie upozorowanie wypadku i śmierci.- Odparł spokojnie i bez ogródek.
- Że jak?-

wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 3




Osłona kabiny stała się przeźroczysta. Chyba po to bym mógł zobaczyć co się dzieje. Nie jestem pewien, czy widziałem to samo, co pilot siedzący w symulatorze, czy to co ON chce żebym zobaczył. To jednak nie było w tedy ważne. Liczyło się to, że mogłem teraz zobaczyć maszynę wroga. Na "szybie" pojawił się obraz powiększonej OSY i zrozumiałem skąd taka nazwa.

Pojazd był znacznie szerszy z tyłu i węższy z przodu. W środku znajdowało się przewężenie. Nie miał skrzydeł, więc nie był to układ delty. Na spodzie umieszczone były wyloty silników ciągu pionowego, co pozwalało mu unosić się bez skrzydeł. Sprawiało to że nie był cichy, i wydzielał sporo ciepła, ale był to myśliwiec przechwytujący. Zapewne używany, gdy wróg dobrze wiedział że będzie miał przerąbane.

Licznik pod obrazem myśliwca szybko zbliżał się do zera. Musiał obrazować odległość.

- Co zamierzacie zrobić?- Zapytałem
- Tak ciężko się domyśleć?- Odpowiedział mi męski głos. Ta osoba była bardzo pewna siebie. - Będziemy walczyć.-
- Walczyć?- Nie wiem jak opisać mój wyraz twarzy, gdy to usłyszałem. Określić to mogę tylko słowem głupio. Stanowczo nie podobał mi się ten pomysł. Jednak przypomniałem sobie twarz tamtego człowieka i to co myślałem wsiadając do mecha: "Albo coś zrobię, albo i tak zginę".

- Masz jakiś pomysł?- Zapytałem.
- Trzeba wydostać się najpierw z tego lasu-
- To nie będzie nam łatwiej bronić się między drzewami?- Zaskoczyła mnie jego decyzja.
- W normalnych warunkach TAK, ale OSA jest za szybka, i nie dalibyśmy rady unikać ataków w lesie. Te drzewa utrudniają manewrowanie tym potworem.- Szybko wyjaśnił mi o co chodzi.
- Ok. Teraz rozumiem.-
- Jesteś miejscowy, prawda?- Zapytał, jednak kontynuował swoją wypowiedź. - Jak najszybciej dostać się z tond do jakiejś drogi?-
- Ammm... - Potrzebowałem chwili na zastanowienie. Nie było to proste w takich
 warunkach. - Z tond są jakieś 2 kilometry do trasy dojazdowej, ale bliżej jest kilka polnych dróżek i polana.
- Czy te dróżki prowadzą do trasy?- Upierał się przy swoim.
- Tak, ale czy zdążymy mu uciec?- Nie miałem pojęcia co kombinuje, więc wypytywałem.
- Ta kupa żelastwa nie jest taka wolna na jaką wygląda i oni o tym wiedzą, dla tego zależy im, byśmy zostali w lesie. - Wreszcie wyjaśnił mi o co chodzi, ale był tym poirytowany. - Powiesz mi wreszcie gdzie ta dróżka? - Teraz to był wyraźnie wnerwiony.
- Tak, pokażę ci na mapie, tylko jak ją wyświetlić? -
Gdy to powiedziałem, mapa okolicy pojawiła się na całej szerokości szyby kokpitu.
- Wystarczy poprosić.- Oznajmił rozbawiony głos kobiety, z którą wcześniej rozmawiałem
- Podsłuchujesz?- Zapytał pilot
- Przecież jestem kontrolerem oddziału tej jednostki.- Oznajmiła - Jak mam nie podsłuchiwać?-
- Dobra, nie ważne.- Najwyraźniej się poddał - Co z tą dróżką?-
- Już, już.- Szukałem jej chwilę, ale zaskoczyła mnie jakość zdjęcia. Nawet mojej grupie nie udawało się takich przechwycić. - Dobra. Zaznaczyłem już.-
- A umiałeś?- Udawała zaskoczoną kobieta.
- Daj już spokój Alice.- Zwrócił się pilot. - My tu wcale nie mamy przerwy.-
- Oj, a myślałam że sobie odpoczywacie Jon -
- Daj już spokój i pilnuj jakości sygnału. Nie będzie fajnie stracić tego dzieciaka.-
- Tak, tak. Ty jak zwykle się bawisz, a ja mam się gapić w monitory.- Powiedziała to z nutą ironii.

Ich rozmowa niezbyt mi się podobała, biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że to ja byłem narażony na niebezpieczeństwo nie oni. Ale cóż. nie miałem jak teraz protestować. Może się przy tym sprzeczali, ale próbowali mi pomóc. Zegar pokazywał że zostało jeszcze ponad 6 minut. Po chwili wyszliśmy na polankę.

- No nareszcie.- Powiedział Jon. - Jest znacznie szersza niż mi się wydawało. Zmieścili byśmy jeszcze jednego mecha. Tym lepiej, będzie można rozwinąć większą prędkość.- W głosie dało się wyczuć, że był tym podekscytowany. - Lepiej trzymaj się mocno.-

Maszyna zaczęła trząść się jeszcze bardziej. Dało się słyszeć dźwięk przyspieszającej turbiny.
- Dobra. Masz pełną moc chłodzenia. Możesz włączać dopalacze.- Orzekła kontrolerka.
- Przyjąłem-

Momentalnie robot zaczął przyspieszać, a wstrząsy spowodowane ustały. "To coś unosi się nad ziemią!" Pomyślałem zaskoczony. Jego nogi były kilka centymetrów nad drogą.Prędkość z dwudziestu wzrosła do stu pięćdziesięciu. Gdybym nie siedział, tam gdzie siedziałem, to nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi to opowiadał. Ponownie usłyszałem Jon-a:

- No, i to ja rozumiem. Gdy tylko znajdziemy się na normalnej drodze to nawet damy radę mu uciec.- Powiedział jeszcze bardziej podekscytowany.
Jakoś zaczął wracać mi spokój. Zniknęło uczucie niebezpieczeństwa, i zaczynałem trzeźwo myśleć.
- To nie będziemy z nim walczyć?- Zapytałem zdziwiony tym co powiedział. Przecież chwilę temu chciał zniszczyć ten myśliwiec.
- Po co mamy narażać cię na dodatkowe zagrożenie, skoro teraz możemy uniknąć walki?-
- Dobra, masz rację.- Trudno było się nie zgodzić z jego tokiem myślenia.

Zbliżałem się już do trasy. Pozostało jeszcze mniej niż 5 minut. Jednak było zbyt pięknie, by było prawdziwie.

Wszystko trwało zaledwie kilka chwil.
Gdy wypadliśmy z ogromną prędkością na drogę, dało się słyszeć dwa krótkie piknięcia, po których komputer oznajmił -Wykryto wrogiego mecha.- i natychmiast wyświetlił jego powiększony obraz. Był po mojej prawej, mniej niż półtora kilometra. Nie dało się zobaczyć dużo w tak krótkim czasie, ale zauważyłem, że celował do mnie z jakiejś wielkiej armaty.
-CHOLERA!- Wydarł się Jon

W tym samym momencie wrogi mech wystrzelił z tego działa. W kabinie zawył alarm a prawy panel wyświetlał na czerwono tekst Wykryto wrogi pocisk zaś komputer mówił ALARM ZBLIŻENIOWY!
Nadal byłem jeszcze w powietrzu. Mech wykonał obrót i skierował się tyłem do strzału. I stało się. Duży pocisk przebił się przez prawą broń, maszyny w której się znajdowałem, rozrywając ją na kawałki. Robot rąbnął ciężko o ziemię i przetoczył się dwa razy. Jednak szybko wstał, wbiegł do lasu po drugiej stronie jezdni i schował się za wielkim drzewem. Nieźle mnie przy tym po telepało, ale na szczęście zapiąłem pasy. Rozległ się głos komputera:

-Raport uszkodzeń: Osłona - zniszczona. Pancerz - prawa strona zniszczona, czoło - znaczne uszkodzenia, płyta tylna - zniszczona. Generator kamuflażu - zniszczony, kamuflaż wyłączony. Generator tarczy - zniszczony, tarcza wyłączona. Stabilizatory - stabilizator lewej nogi uszkodzony. Chłodzenie reaktora - średnie uszkodzenia, ograniczenie mocy do pięćdziesięciu procent, dopalacze wyłączone i odłączone z systemu.-

- KURWA.- Wydarł się Jon. - Nie spodziewałem się obstawy na drodze. To znacznie komplikuje całą sprawę.
- Masz jakiś pomysł?- Zapytałem masując się w głowę, po czołowym spotkaniu z przednim panelem.
- Nie mam.- Walnął prosto z mostu, bez żadnych przemyśleń. I w tym momencie cała moja nadzieja poszła się jebać. - Ale jeśli masz mieć jakieś szanse na przeczekanie tych pozostałych czterech minut, to trzeba pozbyć się najpierw myśliwca.-
- JAK CHCESZ TO ZROBIĆ?- Zacząłem się wydzierać. - Ta kupa złomu ledwo chodzi, a ty mówisz mi jeszcze o zniszczeniu myśliwca. Jak ty zamierzasz tego dokonać?-
- Nie wypytuj się tak, bo mózg ci się przegrzeje dzieciaku.- Zganiła mnie Alice. - Daj mu pracować, i nie przeszkadzaj, a jakoś to będzie.
- Na pewno się nam uda.- Dodał jeszcze Jon

Jak mogłem z nimi się spierać? W sumie miała rację. Lepiej się przymknę i dam się im skupić na robocie."Jak ci piloci radzą sobie z takim stresem, siedząc w fotelach tych maszyn?"

- Mam już tego snajpera na ekranie. Jeśli chcesz zniszczyć ten myśliwiec, to lepiej się pospiesz, ponieważ tamten zaczął się przemieszczać i zbliża się do dzieciaka. - Podała instrukcje kontrolerka.
- Zrozumiałem.- Odparł Jon. - Więc trzeba manewrować między drzewami.-
Wybiegł zza drzewa i zaczął biec w głąb lasu. Widać było, że pilotowanie w takim miejscu nie należało do prostych zadań. Co chwila potrącał jakieś mniejsze drzewo, które pod wpływem masy mecha, łamało się jak zapałka i spadało na ziemię.

Nagle znowu rozległ się alarm
- UWAGA! Alarm zbliżeniowy!-

Maszyna wykonała szybki zwrot o 180 stopni i zatrzymała się. Tuż przede mną leciały dwie rakiety. Mech wykonał skok w prawo dzięki czemu zdołał im umknąć. Wylądował twardo na prawej nodze, ale stał dalej. Wycelował z szybkostrzelnego karabinu i oddał krótką serię. Niestety myśliwiec nie miał problemu z uniknięciem ataku. Odleciał kawałek poza zasięg karabinu i wykonał manewr, dzięki któremu znalazł się z lewej strony. Próbował zaatakować podobnie jak ostatnio.

- UWAŻAJ! Będzie atakował od tyłu! - Krzyknąłem do Jon-a
I miałem rację. W jednej chwili znalazł się z tyłu i wystrzelił z działka. "No to koniec" pomyślałem. Zamknąłem oczy i gotowy byłem na śmierć. Nie wiem za dobrze co się działo, ale kabiną strasznie zatrzęsło i usłyszałem wystrzał z czegoś dużego. Gdy otworzyłem oczy, myśląc "Czy to już koniec?" Zobaczyłem OSĘ kręcącą się wokół własnej osi i spadającą na ziemię.

- Mówiłem że się uda.- Powiedział zadowolony z siebie Jon a po jego wypowiedzi rozległ się wybuch. - Jak na coś tak małego, to głośno upadają.- Stwierdził.

Zdałem sobie sprawę z tego, że maszyna w której siedzę leży lewym bokiem na ziemi.

- Raport uszkodzeń: Pancerz - zniszczony. Stabilizatory - przywrócono sprawność stabilizatora lewej nogi. Chłodzenie reaktora - duże uszkodzenia, ciśnienie chłodziwa spada, wydajność chłodzenia spada. Reaktor - nieznaczne uszkodzenia komory reaktora, spadek stabilności reakcji o 8%. Całkowite wyłączenie systemu za ok. 5 minut.-

- Przyznam, iż myślałem że uszkodzenia będą znacznie gorsze.- Odezwał się pilot
- To mogą być jeszcze większe?- Zapytałem zdziwiony.
- Powiem ci, że przy całkowicie zniszczonych, lub przegrzanych reaktorach, rzadko kiedy dochodziło do eksplozji, albo rozszczelnienia komory.- Wyjaśniła Alice.
- Dobra. Lepiej cię stamtąd zabrać, zanim przyjdzie drugi brzydal- Polecił Jon.

Mech zaczął się podnosić, ale coś się stało i gdy wstawał, nagle wyświetlacze wyłączyły się a całość runęła z powrotem na ziemię.

- Co do..- Przerwał w środku Jon
- Raport uszkodzeń: System wspomagania zniszczony, status - wyłączony-
- Co się dzieje?- Zapytałem
- Jak słyszysz padł komputer wspomagania. Wyłączył się. - Odpowiedziała Kontrolerka
- Co to oznacza?-
- Dla nas, że nie możemy sterować już mechem. Dla ciebie. No cóż. Krótko ujmując masz problem.- Wtrącił się pilot.

"Zaraz. CO? Jestem skazany na śmierć? Nie mogą już nic zrobić? A służby ratunkowe? Zaraz, ile pozostało? 3 minuty. Niech to. Wcześniej dopadnie mnie tamten z wielką spluwą, niż oni przybędą tu."

- To co ja mam teraz zrobić?-
- Z tego co widzę,- Odezwała się Alice - Może system wspomagania nie działa, ale przy sterowaniu ręcznym możesz dalej się poruszać, ale komputer nie będzie już kontrolował żadnych aspektów pracy mecha.
- Czyli?- O czym ona do mnie mówiła?
- Czyli teraz, możesz sterować tym tylko ty, ale będzie to jeszcze trudniejsze niż normalnie- Wyjaśniła łopatologicznie, jak kompletnemu głupkowi, którym notabene byłem w tej chwili.
- Nie masz nic do stracenia.- Odezwał się Jon. - Albo dasz radę uciec do czasu przybycia pomocy, albo i tak zginiesz.-

No ta wypowiedź na pewno podbudowała moją całkowicie zniszczoną pewność siebie.

- Jak włączyć sterowanie ręczne?- Zapytałem bez chęci.
- Pod podpórkami na ręce masz otwory.- Zaczął wyjaśniać Jon.- Wsadź tam dwa palce i pociągnij w dół jednocześnie z obu stron i nie ruszaj się przez chwilę.

Faktycznie były tam owe otwory. W ich wnętrzu było coś podobnego do przełączników. Zgodnie z tym co mówił, pociągnąłem je w dół. Wyświetlacze ponownie się włączyły, ale nic nie pokazywały. Chwilę nic się nie działo po czym komputer oznajmił - Przejście na sterowanie ręczne potwierdzone. Restart Systemu.- Fotel podniósł się lekko do góry a siedzisko złożyło i połączyło w prostą linie z oparciem. Byłem zmuszony do stania, nadal będąc przypiętym. Podparcia na ręce rozłożyły się i wydłużyły, zaś na końcach utworzyło się coś, co wyglądało jak rękawice, zrobione z połączonych pierścieni. Wsadziłem do środka ręce, a one natychmiast dopasowały się do moich dłoni i połączyły pasami z przedramionami. W tym czasie z tyłu do nogi przylgnęły kolejne elementy i kolejnymi pasami połączyły się z udami i piszczelami. Moje buty zostały ciasno ściśnięte przez "skarpety" wyglądające podobnie jak te rękawice.

Gdy proces dobiegł końca wyświetlacze ponownie zaczęły wyświetlać informacje podobne do poprzednich. -Restart zakończony. Przejęcie kontroli przez pilota.- Gdy komputer poinformował o włączeniu ręcznego sterowania, poczułem ogromne obciążenie działające na moje nogi. Jakbym stał się o 100 kilo cięższy. Nie pozwalało mi się to poruszać, ale o dziwo ciężar nie wciskał mnie w podłogę kabiny. Nadal stałem. Gdy zastanawiałem się co jest grane, ponownie odezwał się Jon:

- Zapomniałem cię poinformować, że przy wyłączonym systemie wspomagania, na pilota działają siły odzwierciedlające to co dzieje się z maszyną.-

"To dla tego tamten murzyn miał takie muskuły" pomyślałem.

- Ponieważ teraz zamiast rąk masz gniazda na uzbrojenie, TWOJE ręce służą do kontrolowania środka ciężkości korpusu, oraz sterowania bronią. Nogi, to dalej nogi.- Powiedział wyraźnie zadowolony. Tylko z czego?- Spróbuj wstać, a jeśli ci się to uda, zacznij uciekać jak najdalej od aktualnej pozycji. Więcej ci już nie mogę teraz pomóc.-

Po skończonej wypowiedzi, odezwała się kontrolerka:
- Wyłączył radio stanowiska symulacyjnego- Poinformowała
- Zawsze jest taki...Oschły?- Zapytałem
- Najwyraźniej martwi się tym, co się dzieje. Prawie cała baza słucha teraz tego co mówimy i ogląda odczyty na ekranach.-
-Aha. Ok...Moment! CO? Cała baza?- Nagle stałem się taki malutki.
- Nie mamy na to teraz czasu.- Powiedziała znacznie poważniejszym tonem. Wrogi mech zaraz wkroczy do lasu. Gdy to zrobi nie będę mogła go obserwować, więc lepiej zacznij uciekać.-
- Dobra.-

Próbowałem się poruszyć, ale było strasznie ciężko. "To gówno waży chyba ze dwie tony. Zaraz. Co mówił Jon? Ręce służą do kontrolowania środka ciężkości. Tylko jak go kontrolować?" Zacząłem poruszać rękoma i czułem jakby ciężar "przemieszczał" się po moim ciele. "A więc to takie proste?" Byłem zaskoczony prostotą tak zaawansowanej konstrukcji. Zacząłem zastanawiać się jak wstać. Przypomniałem sobie, że na starych nagraniach, roboty z XXI w. przewracały się na plecy i jakoś potem wstawały. Dobra. Przesunąłem ręce na prawą stronę i zacząłem poruszać nogami. Wreszcie był tego jakiś efekt. Mech przekręcił się i teraz leżał na plecach. Wsunąłem nogi pod plecy tak daleko jak mogłem. Przesunąłem ręce maksymalnie przed siebie i gwałtownie wygiąłem się w przód. Robot posłusznie zrobił wszystko to co ja i już po chwili stałem na nogach.

- Udało mi się. Wstałem- Byłem tym naprawdę uradowany.
- Brawo. Teraz zacznij uciekać. Najlepiej na wschód. Są tam pola uprawne.- Podała mi informacje kontrolerka.

Poruszanie się było strasznie trudne. Czułem duży opór, ale dawałem radę. Można to porównać do chodzenia w wodzie, tylko zamiast wody jest budyń. Taki gęsty budyń. Pozostały jeszcze dwie minuty i będę ocalony. "Muszę wytrzymać jeszcze tylko dwie minuty". Ta myśl dodawała mi sił.

Zrobiłem może z 15 kroków i komputer zaczął mówić: - Spadek wydajności reaktora. Poziom energii - 86%. Spadek wydajności pompy hydraulicznej o 15%. Spadek ciśnienia płynu hydraulicznego.- Poruszanie stało się jeszcze trudniejsze. Teraz nie był to budyń, tylko płynięcie pod prąd rwącym potokiem. Nie poddawałem się jednak

Pozostała jeszcze minuta

W końcu wydostałem się z lasu. Poza tym, że było ciężko się poruszać, to manewrowanie między drzewami nie było trudne. Zwaliłem tylko dwa wpadając na nie, nim zdałem sobie sprawę, że trzeba korygować środek ciężkości podczas chodzenia, czyli przemieszczać go z lewej na prawą i odwrotnie. Potem było już łatwo.
Zacząłem iść już wolniejszym tempem w stronę środka polany.

Pozostało jeszcze 30 sekund, ale czułem że coś jest nie tak jak powinno.
- Uwaga! Pierwszy stopień przegrzania reaktora.-

Zastanawiałem się czy wszystko jest w porządku. Zacząłem wywoływać Alice.
- Hej Alice. Myślę że coś jest nie tak.-
Odpowiedział mi tylko szum.
- Słyszysz mnie? HALO!-
Ale dalej był tylko szum.

Pozostało jeszcze 20 sekund.
- Uwaga! Drugi stopień przegrzania reaktora.-
Dały się słyszeć dwa krótkie piknięcia a po nich alarm - UWAGA! Alarm zbliżeniowy!- Usłyszałem strzał a po nim ból w prawej nodze. Zostałem ponownie przytłoczony przez ciężar maszyny. Nie mogłem ustać i upadłem. - Uszkodzenie prawego stawu kolanowego- Nagle obok mnie pojawił się wrogi mech. Był większy od tego, w którym siedziałem. Stanął na punkcie łączenia nóg z korpusem i zaczął naciskać, stopniowo zwiększając siłę. Szyba kokpitu pękła i zasypały mnie odłamki, rozcinając przy tym czoło.

Pozostało 10 sekund
- Uwaga! Trzeci stopień przegrzania reaktora. Awaryjne uwolnienie chłodziwa.- Z mecha buchnęła zimna chmura, która ochłodziła reaktor i osadziła się na korpusie mojej maszyny, sprawiając że stała się całkiem śliska.
- Odzyskano sprawność pompy hydraulicznej.- Poczułem że jest znacznie łatwiej się poruszać. Wykonałem więc szybki obrót i wymknąłem się z miażdżącego uścisku. Wrogi mech zachwiał się i upadł. Zanim pilot zdążył się zorientować co się dzieje, ja celowałem już w jego korpus z dużego działa. Zamknąłem oczy. Nastąpił wystrzał.

- Uwaga! Uszkodzenie komory reaktora. Natychmiastowe zatrzymanie reakcji.- Po tej informacji mech całkowicie się wyłączył. No prawie. Pozostał tylko prawy panel i radio.

Odpiąłem pasy i wyczołgałem się z kabiny leżącego mecha. Gdy wyszedłem, zobaczyłem wielką dziurę w środku tego co zostało po wrogiej maszynie. "Przy takiej odległości, nawet najgrubszy pancerz zostałby zniszczony" pomyślałem.

Nagle z radia dobiegł męski głos:
- Tu trzecia i czwarta grupa ratunkowa. Właśnie dotarliśmy do punktu spotkania.- Orzekł głosem pełnym napięcia.- Widzimy szczątki dwóch mechów. Na jednym z nich stoi człowiek.-
- To chyba ten dzieciak.- Odparł ktoś inny
- TAK. TO ON.- Odparł pierwszy głos, pełen ulgi i radości.- Baza, znaleźliśmy go.-
- Wszystko z nim w porządku?- Zapytał gruby męski głos.
- Tak. Czuje się tak dobrze że macha do nas.-
- Możecie tam wylądować?- Zapytała jakaś kobieta
- Tak. Zrzucimy tylko ładunek i przystępujemy do akcji.-
- Zrozumiałam.-

Jeśli znacie radość dziecka, otrzymującego wymarzony prezent, to cieszyłem się jak 100 takich dzieci razem wziętych.

Rozdział 2



 Ze snu wyrwało mnie wrażenie, że coś uderzyło w ziemię. Nie przejąłem się tym specjalnie i nie wstając poszedłem dalej spać. Jednak znowu to usłyszałem. Brzmiało, jak upadający na ziemię kawał blachy. Pomyślałem że to jeden z robotów spadł ze schodów, ale postanowiłem to sprawdzić. Podniosłem głowę i zobaczyłem swoje odbicie w panelu holograficznego monitora. No cóż. Krótko ujmując mógłbym spokojnie pisać na moich policzkach. Znowu usłyszałem ten łomot. Zdawało się że dochodził gdzieś z zewnątrz. To było dziwne. Założyłem płaszcz, wziąłem nocny wizjer i wyszedłem.

 W lesie trudno to ocenić, ale zdawało mi się, że dźwięk pochodził od strony trasy dojazdowej do miasta. Szedłem jakieś 5 minut wyraźnie zbliżając się do źródła. Wyszedłem na dość szeroką polną dróżkę, o której nie miałem wcześniej pojęcia. Rozejrzałem się na szybko, lecz nic nie zobaczyłem...Nie zaraz...Z prawej coś było, przyjrzałem się bliżej i zobaczyłem rozmytą sylwetkę czegoś...nie wiem czego.

 Zdjąłem wizjery i moim oczom wyraźnie ukazała się wielka, jak dwupiętrowy dom, i masywna maszyna. Wyglądał jak te roboty z filmów i gier, ale to chyba niemożliwe. Nigdy nie słyszałem by istniały na prawdę. Miał dwie duże nogi, korpus z masą oznaczeń i kilkoma antenami, zaś w miejscu rąk ogromne działa. Nie przyjrzałem mu się dobrze, logika zniknęła a w jej miejscu pojawiły się zdumienie i zaskoczenie. Jedyne co byłem wstanie zrobić patrząc się na TO COŚ to powiedzieć:
 - Ło kurwa- i to był zły pomysł.

 Kolos zatrzymał się a korpus odwrócił o 180 stopni. Wycelował we mnie swoje bronie i błysnął jasnymi jak słońce reflektorami.
 - Kim jesteś i co tu robisz- Usłyszałem zniekształcony męski głos.
 Myślałem że się zaraz posram ze strachu i że to już mój koniec, ale rozum zaczął wracać:
 - PROSZĘ NIE STRZELAJ, ja nic nie zrobiłem, chciałem tylko sprawdzić co to był za hałas.-Powiedziałem drżącym z przerażenia głosem.
 - Pytam ostatni raz. Kim jesteś i co tutaj robisz- Był już wyraźnie podirytowany.
 Łzy napłynęły mi do oczu skuliłem się i położyłem ręce na karku, po czym ze strachem odpowiedziałem już spokojnie, ale nadal z przerażeniem w głosie:
 - Jestem Adam Walander. Mieszkam jakieś pięć minut drogi stąd. Obudził mnie dźwięk kroków, tego...czegoś, więc przyszedłem sprawdzić co je wydaje. Naprawdę nie chciałem zrobić nic  złego.-
 - Jesteś więc jesteś tylko cywilem?- Słychać było że jest zaskoczony.
 - Tak. Proszę. Nie zabijaj mnie. Nikomu nic nie powiem. Nic nie widziałem.- Gdy to powiedziałem, popłakałem się.

 Nie zdążył odpowiedzieć. Odwrócił się gdy tylko skończyłem, wyłączył reflektory a za chwilę przestał być słyszalny szum, dochodzący z wnętrza stalowej bestii. Stał nieruchomo, wyraźnie na coś czekał.
 Nadal byłem skulony, ale z ciekawości przestałem płakać i zacząłem się wsłuchiwać w ciszę. Usłyszałem dźwięk silnika odrzutowego, gdzieś na niebie, ale nie widziałem świateł samolotu. To coś przemieszczało się wokół, po czym zatrzymało się niedaleko nas. Chwile latało w miejscu i odleciało. Gdy tylko dźwięk ucichł, mech ponownie został włączony. Jednak latający obiekt powrócił i bardzo szybko przeleciał nad nami.
 - Cholera. Połapali się- Powiedział pilot mecha.
 Rozpoczął ostrzał z szybkostrzelnego działka gdzieś w powietrze. Nieznany pojazd szybko odpowiedział dwiema rakietami.
 - Szybko. SPADAJ STĄD!- Prawdopodobnie powiedział do mnie
 Jednak wszystkie te wydarzenia sprawiły, że nie byłem w stanie poruszyć się choćby o centymetr. Dalej siedziałem skulony w tym samym miejscu i ryczałem ze strachu.
 - Ja pierdolę, zginę tutaj-
 Rakiety zostały zniszczone nim spotkały się z celem, cokolwiek nim było.
 Nieznany samolot wykonał zwrot i zaatakował z innej strony, salwą z karabinu. Tym razem pilot robota nie mógł się obronić, i maszyna została trafiona w tył, po czym upadła na ziemię i ucichła, pojazd latający gdzieś zniknął.

 Podniosłem się z ziemi i zacząłem się rozglądać. Przeczuwałem że coś jest nie tak. Podszedłem niepewnie do mecha, zobaczyć co z pilotem. Mimo że do mnie celował i byłem nadal okropnie przerażony, wygrała moja ciekawość. Wspiąłem się po nim i zacząłem myśleć jak go otworzyć. znalazłem żółtą dźwignię, którą niewiele myśląc pociągnąłem. Maszyna zaczęła syczeć, wydała z siebie kilka mechanicznych kliknięć i po chwili otworzyła się kabina pilota. On sam siedział zakrwawiony na fotelu. Był czarny i miał dość muskularną budowę ciała. Ubrany był w niebieski uniform. Otworzył swoje ciemnoniebieskie oczy i spojrzał na mnie zmęczonym spojrzeniem. W tej chwili ponownie mnie zamurowało. Zaczął mówić zachrypniętym głosem.
 - W środku... jest bardzo ważny ładunek...- Wziął kilka płytkich oddechów -...Naciśnij niebieski guzik... powiedz im co się stało...-

 Zaczął przeraźliwie i ciężko kaszleć krwią po czym dostał drgawek. Chwilę potem przestał już w ogóle się ruszać. Nie miałem pojęcia co robić. Właśnie na moich oczach zginął człowiek, i to z mojej winy. Jego spojrzenia nie zapomnę do końca życia. Wyrzuty sumienia jednak nie trwały długo. Powrócił dźwięk silnika samolotu. Szybko nade mną przeleciał i zniknął. Nie miałem lepszego wyboru. Albo coś zrobię, albo i tak zaraz mnie zabiją.

 Bez dalszego myślenia zacząłem wydobywać ciało z kabiny, ale nie było to łatwe, ponieważ było śliskie od krwi. Chciałem je ostrożnie przenieść na ziemię, ale wyślizgnęło mi się i spadło z kadłuba. "Później po Ciebie wrócę" powiedziałem w duchu. Usiadłem na mokrym i czerwonym fotelu pilota a kabina zamknęła się sama.

 W środku było ciemno, ale zaraz zapaliły się diody, oświetlające wnętrze. Były tu cztery wyświetlacze. Dwa zajmowały prawie cały przedni panel, trzeci na lewym panelu, a ostatni na prawym. Fotel, nie licząc tego że mokry od krwi, był bardzo wygodny. Sam się dopasował do mojej budowy, a podpórki na łokcie obniżyły.

 Nie widziałem wiele przycisków, i żaden nie był niebieski. Spostrzegłem, że nade mną jest jeszcze jeden, górny panel, a na nim kilka przełączników podpisanych Główny obwód, Bateria, Komputery, Radio, Obwód rezerwowy, Reaktor, Chłodzenie reaktora. Było jeszcze kilka innych, ale już ich nie czytałem. Postanowiłem przełączyć cztery pierwsze na pozycję włączone. Zabłysły wyświetlacze na przednim i prawym panelu. Te pierwsze pokazywały mnóstwo informacji, których nie potrafiłem zrozumieć. Na prawym wyświetlała się jakaś lista. Widniała na niej pozycja Komunikator.
 "Może ekran jest dotykowy?" Pomyślałem i palcem wybrałem wcześniejszą opcję. W miejscu listy pojawiło się kilka wirtualnych przycisków. Jeden z nich był niebieski i podpisany kanał awaryjny.
 "To chyba o tym mówił."
Wcisnąłem go.

 Usłyszałem szum, który po chwili ucichł i został zastąpiony kobiecym głosem:
 - Jednostka 7D słyszysz mnie?. Straciliśmy cię z radaru na chwilę, ale twój sygnał wrócił na kanale awaryjnym. Co tam się stało?- Mówiła spokojnie, chyba o niczym nie wiedziała. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, siedziałem więc cicho.
 - Jednostka 7D słyszysz mnie? Jest tam kto?- Tym razem jej głos był bardziej natarczywy. Postanowiłem coś z siebie wydobyć.
 - Eeee Halo.?.- Powiedziałem niepewnie.
 - Wzorzec głosu się nie zgadza. Kim jesteś i co robisz w tej maszynie.!?- Teraz to już była zaskoczona i pewnie zła. Nie miałem wyjścia, więc powiedziałem pokrótce co się wydarzyło.
 - Więc jesteś cywilem.?.-
 - Tak-
 - W porządku. Siedź i niczego nie ruszaj!- Rozkazała stanowczym głosem.

 Przez krótką chwilę nic się nie działo, po czym na lewym panelu, pojawił się licznik, odliczający czas od 10:00. Znowu usłyszałem głos tej kobiety:
 -Za 10 minut pojawi się pomoc. Pozostały czas zobaczysz na wyświetlaczu po lewej. Nic nie rób do tego momentu!-
 -Dobrze...-

 Siedziałem przestraszony i myślałem co zrobią, gdy mnie znajdą. Zamkną? Zabiją? Czy może coś innego? Zegar odliczył jedną minutę i dwadzieścia-pięć sekund, po czym usłyszałem dwa głośne, krótkie piknięcia. Przedni, lewy wyświetlacz zmienił obraz na coś, co wyglądało jak rzut z radaru. Była tam czerwona sylwetka samolotu, która szybko zbliżała się do środka.
 -Co się dzieje?- Zapytałem głośno.
 -Zbliża się do ciebie wrogi pojazd latający.- Oznajmiła poważnym tonem. - Prawdopodobnie myśliwiec przechwytujący OSA. Musimy przejąć zdalną kontrolę nad mechem.-
 Pod licznikiem pojawił się napis:

Przejęcie systemu!
Zezwolić? 
Zezwól        Odmów


 - Potwierdź przejęcie!- Nakazała
 Wybrałem pozycję Zezwól
 Usłyszałem mechaniczny, głos komputera oznajmujący, że przejęcie zostało zakończone
 - W porządku. - Powiedziała z wyraźną ulgą. - Mecha będzie pilotował doświadczony pilot. Oddaję kontrolę do stanowiska symulacyjnego!-

 Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięk podobny do, włączającego się starego odkurzacza. Zaświeciły się kontrolki reaktora a całość delikatnie wibrowała. Robot zatrząsł się i zaczął przechylać. Postanowiłem zapiąć pasy. Było wyraźnie czuć że wstaje i obraca się. Nadal czułem wielki strach, ale pojawiło się również podniecenie i radość. Trochę mnie ten fakt zaniepokoił, ale odwrotu już nie było.


Rozdział 1



-No dobrze młodzieży.- Powiedziała profesorka -To by było na tyle. Jeszcze raz życzę wam wszystkim szczęśliwych wakacji i powodzenia w przyszłości-

Zaraz gdy to powiedziała zadzwonił ostatni dzwonek naszej nauki. Ciężko było mi uwierzyć, że te cztery lata tak szybko minęły. Każdy, kto skończył szkołę czyli miał jakieś 20 - 22 lata, był już według obecnego prawa dorosły. Nie oznaczało to, że nie mogliśmy kupić wcześniej alkoholu, albo zdawać na prawo jazdy. To mogliśmy kończąc 18. Posiadanie dyplomu oznaczało, że otrzymywaliśmy pełne prawa obywatela, czyli np. mogliśmy głosować, zarządzać jakąś firmą, czy pracować w tych lepszych.

 Nie zdążyłem dobrze wyjść z budynku, a już wypatrzyli mnie przyjaciele:
 - HEJ Adam!- Zawołała mnie niewysoka, ruda dziewczyna - Choć tu do nas. Jest sprawa do obgadania-

Była to grupka licząca 8 osób. 9 licząc mnie. Wspólnie byliśmy drużyną partyzancką tego miasta. Wszystkie inne grupy wyłamały się szybko po tym, jak zaczęły. My utrzymywaliśmy się przez ponad 2 lata. Jak do tego doszliśmy powiem później.

 - Co jest Mell?- Zapytałem gdy tylko zbliżyłem się na tyle, by inni nie mogli nas usłyszeć. -Macie może coś ciekawego ?-
 - Niestety nie. Mamy same złe wieści.-
Nazywaliśmy ją Mell a jej pełne imię brzmiało Mellanie. Jako jedyna z nas miała prywatne lokum po śmierci rodziców, więc to u niej była radiostacja.
 - Coś się stało? Namierzyli nas?-
 - Jeszcze nie, ale patrole kręcą się coraz częściej. Dzisiaj był już trzeci w tym tygodniu-
 - Hmmm...To niedobrze- Powiedziałem siadając na ławce i opierając podbródek na pięściach.-To zaczyna się robić coraz niebezpieczniejsze. A co z systemem wczesnego ostrzegania? Z tego co pamiętam to działa.-
 - Tak działa.- Odezwał się Konrad. Nasz specjalista od elektroniki i mechaniki. Taka nasza złota rączka.- Jednak że jest to tani sprzęt. Jeśli tylko go włączymy, zaprowadzimy ich prosto do nas.-
 - To jest problem.- Stwierdziła Mell - Niestety będziemy zmuszeni zwinąć się i poczekać aż przestaną węszyć.-
- Macie jakieś pomysły?- Zapytałem.

 Przez chwilę panowała cisza. Wszyscy byli zapatrzeni gdzieś w przestrzeń, którą tylko oni rozumieli. Nie trwało to jednak długo. Pierwszy odezwał się Endy. Niewysoki chłopak, o ciemnych włosach:
 - Najprościej i najskuteczniej byłoby złożyć cały sprzęt, i ukryć go gdzieś.-
 - Tak, tylko gdzie znajdziesz takie miejsce, gdzie nawet straż nie będzie zaglądała?- Drążyłem temat.
 - No...Emmm...Nie wiem.- powiedział zdołowany Endy
 - Ja mam pomysł - Odezwał się podniecony Henry, mięśnie naszej drużyny, ale głowy też potrafił używać, co kilka razy nas ocaliło. - Niedaleko mnie w głębi lasu jest stare złomowisko. Widziałem tam sporo pojazdów z dwudziestego pierwszego wieku, i nie sądzę, by ktokolwiek jeszcze tam przychodził -

 Podniosłem się z ławki i wszyscy wlepili we mnie oczy.
 -Tak miejsce powinno być w porządku. Na wszelki jednak wypadek sprawdź je dokładnie, jeszcze dziś wieczorem, czy na pewno jest bezpieczne. -
 -OK!-
 Zwróciłem się do Konrada:
 - Ile zajmie ci złożenie całego sprzętu? -
 - To co się da to rozbiorę i ukryję części gdzieś po domu. Resztę wystarczy po odłączać i można to przenieść. Jednak trochę tego jest.-
 - Ile czasu ci potrzeba i ewentualnie ludzi do pomocy?-
 - Do wieczora powinienem skończyć. Potem tylko przygotować to do wyniesienia i będziemy czekać na informację od Henrego. Myślę że ze dwie osoby.-
 - Ok. wybierz sobie w takim razie kto ci potrzebny.-
 - Angelika i Damian.-
 - Zgadzacie się?-
 -Tak- -Jasne- Odpowiedzieli niemal jednocześnie.
 - Dobra. Ja wrócę do domu i poszukam jakiś informacji, czy patrole coś znalazły i czy kogoś podejrzewają. Reszta ma wolne, ale bądźcie pod telefonami. Dajcie mi potem znać jak poszło
 -Dobra- Odpowiedział zgodny chórek, po czym wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony. Wszyscy, z wyjątkiem mnie.

Usiadłem ponownie na ławce i zacząłem się zastanawiać co z nami będzie, jeśli coś się nie uda. Myśli jednak szybko odleciały i powróciła radość zakończenia szkoły. Po chwili wróciła Mell:
- Co tu jeszcze robisz?- Zapytała - Coś cię martwi?-
- Nie, już nie.- odparłem szybko - Myślałem trochę "Co by było gdyby", ale już mi to przeszło.-
- To dobrze. Nie ma co tracić czasu i spokoju na takie dyrdymały-
- Tak masz rację. Zaraz. Nie powinnaś teraz iść do domu i pilnować Konrada?- Zapytałem, gdy wrócił mi rozum.
- Poszedł do domu po narzędzia, więc mam czas. - Odpowiedziała spokojnie - Ale czy przypadkiem nie powinieneś wracać teraz do siebie i czymś się zająć? Robi się późno.-
- A tak. Dobra, to idę.- Rzeczywiście robiło się już późno, a ja miałem jeszcze coś do załatwienia.
- Do zobaczenia jutro- Powiedziała jeszcze gdy już odchodziłem.

***

Na początku była nas trójka: Mell, ja i nasz znajomy imieniem Bogumił. Usłyszał od kolegów jakieś plotki, i postanowił, że zbuduje radiostacje, by podsłuchiwać rządowe kanały. Zainteresował tym mnie, po czym wciągnęliśmy rudą. Zebraliśmy jeszcze kilka osób i tak urośliśmy do liczby 10. Jak się szybko dowiedzieliśmy, nie tylko my mieliśmy podobny plan. Były jeszcze 3 inne grupy, z którymi utrzymywaliśmy pokojowe stosunki, jednakże w przeciwieństwie do nas, inni rozpowiadali przechwycone informacje na lewo i prawo, przez co szybko ich złapano.

My utrzymywaliśmy wszystko w tajemnicy. Nikt poza nami nic nie wiedział. Wszystko toczyło się dobrze, ale dwa miesiące później Bogumił został oskarżony. Nikt nie wie za co, ale wywieziono go tak daleko, że słuch o nim zaginął. Potrzebowaliśmy przywódcy, ale nikt się nie kwapił na to stanowisko. Chcą, nie chcąc zacząłem coraz więcej się udzielać, i pomagać innym, aż stałem się umownym wychowawcą tego przedszkola. Mieliśmy kilka problemów, ale szybko udawało nam się z nich wybrnąć. Dzięki pełnej konspiracji zdołaliśmy przetrwać do dziś.

***

 Poszedłem na parking, gdzie był zaparkowany mój HowerCraft. Nie był to pojazd pierwszej klasy, ot zwykły grat, ale ważne że unosił się, miał napęd, zasilanie i pozwalał swobodnie poruszać się po mieście, w przeciwieństwie do pojazdów naziemnych, zasilanych z linii w drodze LeidLine. Wsiadłem, uruchomiłem generator i poleciałem w kierunku domu.

 Mieszkałem na przedmieściach, spory kawałek od centrum. To było powodem posiadania czegoś co lata. Dostać się do centrum drogą lądową, tra wieki. Mieszkałem w małej willi wraz z rodzicami. Miałem też rodzeństwo, dwóch braci i siostrę. Byłem najmłodszy ze wszystkich. Ojciec był prawnikiem i ważnym udziałowcem w jakiejś firmie. Miał z tego niezłe pieniądze. Matka prowadziła sieć restauracji. Ponoć dobrze prosperują. Rodzeństwo powyjeżdżało gdzieś poza granice, w poszukiwaniu dobrej pracy i swojego miejsca do życia.

 Można śmiało powiedzieć że żyłem tu sam. Rodzice jeśli wracali, to późnymi godzinami i nie zostawali na długo. Miało to swoje dobre i złe strony. Nikogo nie interesowało to co robię, przez co miałem w życiu sporo problemów, ale ostatecznie zmądrzałem i wyprostowałem się. Było tu cicho i nikt mi nie przeszkadzał, z wyjątkiem małych robotów sprzątających i ogrodniczych. Willa była odosobnionym miejscem. Znajdowała się pośród sztucznie posadzonego lasu. Do głównej trasy dojazdowej było około dwa i pół kilometra a najbliżsi sąsiedzi mieszkali godzinę piechotą małą dróżką pośród drzew. Frontowe wejście zwrócone było w kierunku północnym, zaś przez okno mojej sypialni zaglądało zachodzące słońce.

 Zaparkowałem w garażu, obok wspaniałych samochodów mojego taty. Wszedłem do środka i poszedłem coś zjeść. Gdy siadałem przy komputerze było już dosyć późno, zegarek pokazywał 23:13 czasu lokalnego. Nie przejąłem się tym i zacząłem przekopywać się przez sieć. Długo siedziałem i szukałem informacji, gdy w końcu koło 2:00 nie wytrzymałem i usnąłem na klawiaturze.

Wstęp




 Ostatnia lekcja przed wakacjami. Cała klasa siedzi zarazem znudzona i podekscytowana. Wszyscy gapią się na zegarek, leniwie odliczający czas do końca. Dyplomy były już rozdane, poczęstunek zniknął ze stołów. Tylko nauczycielka prawi jeszcze swój monolog na zakończenie, ale chyba nikt już jej nie słuchał.

 Kończyliśmy liceum. Nasza klasa liczna nie była, a to za sprawą, że odpadło kilka osób, które nie podołały wymogom korporacji. Nie wiesz czym one są? Więc, lepiej zacznę od początku.

 Obecnie jest rok 2135. Nie doszło do wojny nuklearnej, więc ludzie czują się już bezpiecznie i przekonani są że nie ma i nie będzie więcej wojen. Nie są w błędzie, ale nie wiedzą całej prawdy.

 Istniejąca obecnie władza polityczna, jest tylko odbiciem demokracji dawnych lat. W rzeczywistości politycy są tylko na pokaz, by utrzymać spokój i poczucie bezpieczeństwa w miastach, stając na przeciw krwiożerczym mediom. Są oni pod jurysdykcją korporacji, kontrolującej dany obszar. Dyktują one warunki i żądzą swym terenem. Wymyślili nawet minimalny próg wyników nauczania, by otrzymać dyplom i móc znaleźć lepszą pracę.

 Jak pewnie zgadliście, nie ma tylko jednej korporacji. Obecnie największymi zawodnikami są:
 UEG - United Europe Group
 NEF - New Erth Federation
 oraz MJO - Michael Jonson Office

 Istnieją również spółki niezależne nie biorące czynnego udziału w starciach. Prowadzą one badania na zlecenie tej firmy, która płaci najwięcej. Najczęściej słyszy się o:
 GAT - Global America Technology
 AL - Ascenion Labolatory
 oraz THA - Tetrix Hanar Academy

 Są to niepewne i niebezpieczne czasy. Nigdy nie wiadomo jakie miasto stanie się kolejnym celem. Z tego powodu do głosu coraz częściej dochodzą małe, niezależne firmy. Traktowane są jak podziemie. Starają się one uświadomić ludzi, co się dzieje. Robią to głównie przez internet, który z powodu wielu ograniczeń, stał się kolejnym narzędziem propagandy. Starają się znaleźć przy tym ludzi chętnych walki, wiedzy i prawdziwej wolności. Z pomocą zwerbowanych, przejmują one miasta należące do korporacji. To działanie ma jednak swoje złe strony. Przejęte obszary stają się zamkniętymi, odosobnionymi miejscami, przypominającymi Getta z czasów Drugiej Wojny. Różnica jest taka, że mieszkańcy traktowani są jak ludzie. Mogą wszystko, tylko nie ma kontaktu ze światem zewnętrznym. Są odizolowani od reszty świata, ale bezpieczni. Ciężko jest zdobyć pozwolenie na opuszczenie granic, by np. spotkać się z rodziną.

 Nikt nie ma pojęcia, kiedy to jedno wielkie kłamstwo dobiegnie końca.


 Skąd wiem to wszystko? Cóż. Oficjalnie wszelkie informacje są tajne i bardzo dobrze ukrywane, ale jeśli ma się odpowiednią wiedzę, kilku kumpli, i pewne oszczędności, można albo zbudować radiostację działającą na zablokowanych i kodowanych sygnałach, albo płacić za informacje odpowiednim ludziom.

 Należę raczej do grupy pierwszej, z tym że oprócz radiostacji, uzbieraliśmy również na sprzęt, pozwalający na wejście do tak zwanego DeepWeb-u. Są to tak jakby ciemne uliczki internetu. Dzięki temu mamy dostęp nie tylko do transmisji radiowych, a przy odrobinie szczęścia również rozmów telefonicznych, ale również możemy otrzymywać informacje od innych ludzi, którzy również przechwycą coś ciekawego.