wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 1



-No dobrze młodzieży.- Powiedziała profesorka -To by było na tyle. Jeszcze raz życzę wam wszystkim szczęśliwych wakacji i powodzenia w przyszłości-

Zaraz gdy to powiedziała zadzwonił ostatni dzwonek naszej nauki. Ciężko było mi uwierzyć, że te cztery lata tak szybko minęły. Każdy, kto skończył szkołę czyli miał jakieś 20 - 22 lata, był już według obecnego prawa dorosły. Nie oznaczało to, że nie mogliśmy kupić wcześniej alkoholu, albo zdawać na prawo jazdy. To mogliśmy kończąc 18. Posiadanie dyplomu oznaczało, że otrzymywaliśmy pełne prawa obywatela, czyli np. mogliśmy głosować, zarządzać jakąś firmą, czy pracować w tych lepszych.

 Nie zdążyłem dobrze wyjść z budynku, a już wypatrzyli mnie przyjaciele:
 - HEJ Adam!- Zawołała mnie niewysoka, ruda dziewczyna - Choć tu do nas. Jest sprawa do obgadania-

Była to grupka licząca 8 osób. 9 licząc mnie. Wspólnie byliśmy drużyną partyzancką tego miasta. Wszystkie inne grupy wyłamały się szybko po tym, jak zaczęły. My utrzymywaliśmy się przez ponad 2 lata. Jak do tego doszliśmy powiem później.

 - Co jest Mell?- Zapytałem gdy tylko zbliżyłem się na tyle, by inni nie mogli nas usłyszeć. -Macie może coś ciekawego ?-
 - Niestety nie. Mamy same złe wieści.-
Nazywaliśmy ją Mell a jej pełne imię brzmiało Mellanie. Jako jedyna z nas miała prywatne lokum po śmierci rodziców, więc to u niej była radiostacja.
 - Coś się stało? Namierzyli nas?-
 - Jeszcze nie, ale patrole kręcą się coraz częściej. Dzisiaj był już trzeci w tym tygodniu-
 - Hmmm...To niedobrze- Powiedziałem siadając na ławce i opierając podbródek na pięściach.-To zaczyna się robić coraz niebezpieczniejsze. A co z systemem wczesnego ostrzegania? Z tego co pamiętam to działa.-
 - Tak działa.- Odezwał się Konrad. Nasz specjalista od elektroniki i mechaniki. Taka nasza złota rączka.- Jednak że jest to tani sprzęt. Jeśli tylko go włączymy, zaprowadzimy ich prosto do nas.-
 - To jest problem.- Stwierdziła Mell - Niestety będziemy zmuszeni zwinąć się i poczekać aż przestaną węszyć.-
- Macie jakieś pomysły?- Zapytałem.

 Przez chwilę panowała cisza. Wszyscy byli zapatrzeni gdzieś w przestrzeń, którą tylko oni rozumieli. Nie trwało to jednak długo. Pierwszy odezwał się Endy. Niewysoki chłopak, o ciemnych włosach:
 - Najprościej i najskuteczniej byłoby złożyć cały sprzęt, i ukryć go gdzieś.-
 - Tak, tylko gdzie znajdziesz takie miejsce, gdzie nawet straż nie będzie zaglądała?- Drążyłem temat.
 - No...Emmm...Nie wiem.- powiedział zdołowany Endy
 - Ja mam pomysł - Odezwał się podniecony Henry, mięśnie naszej drużyny, ale głowy też potrafił używać, co kilka razy nas ocaliło. - Niedaleko mnie w głębi lasu jest stare złomowisko. Widziałem tam sporo pojazdów z dwudziestego pierwszego wieku, i nie sądzę, by ktokolwiek jeszcze tam przychodził -

 Podniosłem się z ławki i wszyscy wlepili we mnie oczy.
 -Tak miejsce powinno być w porządku. Na wszelki jednak wypadek sprawdź je dokładnie, jeszcze dziś wieczorem, czy na pewno jest bezpieczne. -
 -OK!-
 Zwróciłem się do Konrada:
 - Ile zajmie ci złożenie całego sprzętu? -
 - To co się da to rozbiorę i ukryję części gdzieś po domu. Resztę wystarczy po odłączać i można to przenieść. Jednak trochę tego jest.-
 - Ile czasu ci potrzeba i ewentualnie ludzi do pomocy?-
 - Do wieczora powinienem skończyć. Potem tylko przygotować to do wyniesienia i będziemy czekać na informację od Henrego. Myślę że ze dwie osoby.-
 - Ok. wybierz sobie w takim razie kto ci potrzebny.-
 - Angelika i Damian.-
 - Zgadzacie się?-
 -Tak- -Jasne- Odpowiedzieli niemal jednocześnie.
 - Dobra. Ja wrócę do domu i poszukam jakiś informacji, czy patrole coś znalazły i czy kogoś podejrzewają. Reszta ma wolne, ale bądźcie pod telefonami. Dajcie mi potem znać jak poszło
 -Dobra- Odpowiedział zgodny chórek, po czym wszyscy rozeszliśmy się w swoje strony. Wszyscy, z wyjątkiem mnie.

Usiadłem ponownie na ławce i zacząłem się zastanawiać co z nami będzie, jeśli coś się nie uda. Myśli jednak szybko odleciały i powróciła radość zakończenia szkoły. Po chwili wróciła Mell:
- Co tu jeszcze robisz?- Zapytała - Coś cię martwi?-
- Nie, już nie.- odparłem szybko - Myślałem trochę "Co by było gdyby", ale już mi to przeszło.-
- To dobrze. Nie ma co tracić czasu i spokoju na takie dyrdymały-
- Tak masz rację. Zaraz. Nie powinnaś teraz iść do domu i pilnować Konrada?- Zapytałem, gdy wrócił mi rozum.
- Poszedł do domu po narzędzia, więc mam czas. - Odpowiedziała spokojnie - Ale czy przypadkiem nie powinieneś wracać teraz do siebie i czymś się zająć? Robi się późno.-
- A tak. Dobra, to idę.- Rzeczywiście robiło się już późno, a ja miałem jeszcze coś do załatwienia.
- Do zobaczenia jutro- Powiedziała jeszcze gdy już odchodziłem.

***

Na początku była nas trójka: Mell, ja i nasz znajomy imieniem Bogumił. Usłyszał od kolegów jakieś plotki, i postanowił, że zbuduje radiostacje, by podsłuchiwać rządowe kanały. Zainteresował tym mnie, po czym wciągnęliśmy rudą. Zebraliśmy jeszcze kilka osób i tak urośliśmy do liczby 10. Jak się szybko dowiedzieliśmy, nie tylko my mieliśmy podobny plan. Były jeszcze 3 inne grupy, z którymi utrzymywaliśmy pokojowe stosunki, jednakże w przeciwieństwie do nas, inni rozpowiadali przechwycone informacje na lewo i prawo, przez co szybko ich złapano.

My utrzymywaliśmy wszystko w tajemnicy. Nikt poza nami nic nie wiedział. Wszystko toczyło się dobrze, ale dwa miesiące później Bogumił został oskarżony. Nikt nie wie za co, ale wywieziono go tak daleko, że słuch o nim zaginął. Potrzebowaliśmy przywódcy, ale nikt się nie kwapił na to stanowisko. Chcą, nie chcąc zacząłem coraz więcej się udzielać, i pomagać innym, aż stałem się umownym wychowawcą tego przedszkola. Mieliśmy kilka problemów, ale szybko udawało nam się z nich wybrnąć. Dzięki pełnej konspiracji zdołaliśmy przetrwać do dziś.

***

 Poszedłem na parking, gdzie był zaparkowany mój HowerCraft. Nie był to pojazd pierwszej klasy, ot zwykły grat, ale ważne że unosił się, miał napęd, zasilanie i pozwalał swobodnie poruszać się po mieście, w przeciwieństwie do pojazdów naziemnych, zasilanych z linii w drodze LeidLine. Wsiadłem, uruchomiłem generator i poleciałem w kierunku domu.

 Mieszkałem na przedmieściach, spory kawałek od centrum. To było powodem posiadania czegoś co lata. Dostać się do centrum drogą lądową, tra wieki. Mieszkałem w małej willi wraz z rodzicami. Miałem też rodzeństwo, dwóch braci i siostrę. Byłem najmłodszy ze wszystkich. Ojciec był prawnikiem i ważnym udziałowcem w jakiejś firmie. Miał z tego niezłe pieniądze. Matka prowadziła sieć restauracji. Ponoć dobrze prosperują. Rodzeństwo powyjeżdżało gdzieś poza granice, w poszukiwaniu dobrej pracy i swojego miejsca do życia.

 Można śmiało powiedzieć że żyłem tu sam. Rodzice jeśli wracali, to późnymi godzinami i nie zostawali na długo. Miało to swoje dobre i złe strony. Nikogo nie interesowało to co robię, przez co miałem w życiu sporo problemów, ale ostatecznie zmądrzałem i wyprostowałem się. Było tu cicho i nikt mi nie przeszkadzał, z wyjątkiem małych robotów sprzątających i ogrodniczych. Willa była odosobnionym miejscem. Znajdowała się pośród sztucznie posadzonego lasu. Do głównej trasy dojazdowej było około dwa i pół kilometra a najbliżsi sąsiedzi mieszkali godzinę piechotą małą dróżką pośród drzew. Frontowe wejście zwrócone było w kierunku północnym, zaś przez okno mojej sypialni zaglądało zachodzące słońce.

 Zaparkowałem w garażu, obok wspaniałych samochodów mojego taty. Wszedłem do środka i poszedłem coś zjeść. Gdy siadałem przy komputerze było już dosyć późno, zegarek pokazywał 23:13 czasu lokalnego. Nie przejąłem się tym i zacząłem przekopywać się przez sieć. Długo siedziałem i szukałem informacji, gdy w końcu koło 2:00 nie wytrzymałem i usnąłem na klawiaturze.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz