czwartek, 21 listopada 2013

Rozdział 6


Rozdział 6
Postanowiłem, że jednak udostępnię jeden z ukończonych rozdziałów, który czekał na publikację już jakiś czas. Jeszcze raz zapraszam też na otwarcie Radia Kampai. Więcej inf w poście niżej. Miłego czytania.
Obudził mnie jakiś szum. Spróbowałem otworzyć oczy, ale okazało się to trudniejsze niż jest codziennie rano. Powieki podnosiły się tak, jakby były sklejone. Było jasno. Potrzebowałem chwili, by wzrok się przyzwyczaił. Znajdowałem się w białym pokoju z szarą podłogą. Wyglądała jak z plastiku. Światło pochodziło z listw umieszczonych na całej długości ścian, jakieś 40 cm pod sufitem i nie świeciły w dół, tylko w górę. Leżałem na łóżku pod ścianą, a naprzeciw mnie, szeroka szyba i drzwi. Przez szybę widać było korytarz.
Gdzie jestem? Co robiłem? Co się stało? Jak długo spałem? Czy to ambulatorium?
Spróbowałem poruszyć się. Lewa ręka - sprawna. Prawa ręka też. Mogę się podrapać po głowie. Nie jest więc źle. Nogami powoli i ciężko, ale daję radę. Zdjąłem więc z siebie kołdrę, przesunąłem na skraj łóżka i usiadłem na nim. Wstałem, zachwiałem się, ale ustałem. Podszedłem do drzwi. Co to? Nie ma klamki? Czyżbym był tu uwięziony? Zacząłem się im przyglądać, od niechcenia położyłem na nich rękę i usłyszałem szczęk mechanizmu i z pneumatycznym sykiem przesunęły się i zniknęły w podłodze.
Wyjrzałem na korytarz. Nikogo tam nie było. Wyszedłem i opierając się o ścianę poszedłem wzdłuż korytarza. Doszedłem do skrzyżowania korytarzy i postanowiłem na chwilę przystanąć. Wtedy z pokoju obok wyszedł jakiś mężczyzna. Popatrzył się na mnie z nieukrywanym zaskoczeniem. Ja również byłem zaskoczony. Mężczyzna wyglądał na Azjatę, prawdopodobnie Japończyk.
- Widzę, że już się obudziłeś. - odezwał się po krótkiej chwili milczenia. - Wszystko w porządku? Dobrze się czujesz?
- Tak, myślę że tak. - odpowiedziałem niepewnie.
- To dobrze, pójdę zawiadomić górę, że jesteś już na nogach. Na końcu korytarza jest pokój wypoczynkowy dla personelu. Odpocznij tam, a ja powiem pielęgniarce, by przyniosła twoje ubranie. - powiedział pokazując ręką na korytarz za sobą po czym powędrował w przeciwnym kierunku. Chwilę odprowadziłem go wzrokiem, po czym dalej podpierając ścianę skierowałem się we wskazanym kierunku. Po krótkiej chwili doszedłem do kolejnego rozwidlenia w kształcie litery T. Na ścianie były dwuskrzydłowe drzwi podpisane „Pokój luzu”. Zbliżyłem się do nich, a te rozsunęły się na boki ukazując niewielkie pomieszczenie z kanapą, lodówką, ekspresem do kawy, kilkoma krzesłami i stolikiem, na którym leżało kilka dużych datapadów, służących zapewne do czytania pism elektronicznych. Były jeszcze drzwi prowadzące do łazienki. Usiadłem ostrożnie na kanapie, gdy spostrzegłem, że jest wygodna rozwaliłem się na niej jak pan i władca. Pół leżąc, pół siedząc sięgnąłem po pada i przejrzałem, jakie pisemka wgrane są do pamięci. Głównie medyczne, ale były też jakieś o modzie, motoryzacji i parę innych. Nie było mi dane żadnego przeczytać, drzwi ponownie się rozsunęły i stanęła w nich młoda kobieta. Całkiem ładna. W ręce trzymała ubranie ukryte w folii ochronnej. Spiorunowała mnie wzrokiem, chwilę nic nie mówiąc. Domyślając się, o co chodzi grzecznie odłożyłem datapad, wstałem i podszedłem do niej. Podała mi moje nowe ciuchy i pokazała na łazienkę. Posłusznie poszedłem się przebrać. W połowie drogi zorientowałem się, co mam na sobie. Białe, długie coś, przypominające wstrętną sukienkę, która wbrew pozorom była bardzo wygodna, ale ten luz w kroku był trochę dziwnym uczuciem, jednak nie powiem, że nieprzyjemnym. Otrząsnąłem się jednak i zniknąłem za drzwiami.
Wyszedłem ubrany w jakiś mundur. Biały podkoszulek, ciemno-niebieskie, prawie granatowe długie spodnie z ozdobami w postaci żółtych i białych pasków oraz bluza mundurowa w podobnym fasonie. Całości dopełniały buty. Zwykłe „adidasy” z amortyzowaną podeszwą. Bardzo wygodne. Czekająca na mnie kobieta gestem ręki nakazała iść za sobą. Przeszliśmy dwa korytarze i dotarliśmy do recepcji ambulatorium. Czekał tam mężczyzna ubrany w podobny do mojego strój, ale z innymi ozdobami. Wyraźnie ucieszony na mój widok podszedł, gdy tylko przeszliśmy przez próg dzielący pomieszczenie od korytarzy.
- Cieszy mnie widok, że już wszystko z tobą w porządku. Mówią na mnie Świstak. Mam cię zaprowadzić do dowództwa byś odebrał papiery i przy okazji powiedzieć co nieco o miejscu, w którym się znajdujesz. To jak, idziemy? - zapytał odwracając się do wyjścia.
- Jasne, tylko powiedz mi co się stało, że trafiłem tutaj.- Zapytałem trochę niepewnie.
- Masz na myśli ambulatorium? - odwrócił się nieco zaskoczony. - z tego co mi wiadomo zasłabłeś po wyjściu z transportowca i zemdlałeś. Nic więcej nie wiem.
- Dzięki. Dobra, prowadź. Chcę się w końcu dowiedzieć co się tutaj dzieje.
Wyszliśmy z recepcji, do której prowadziło szerokie przejście. Zaraz za nim była winda, ale nie skorzystaliśmy z niej. Świstak prowadził mnie dużym korytarzem. Przez głowę przeszło mi, że jeszcze trochę i dostanę od nich klaustrofobii. W tym czasie mój towarzysz podał mi trochę informacji.
- Jesteśmy organizacją pracującą pod nazwą Free Soldiers. Powstała ona pierwotnie jako jednostka do zadań specjalnych dla UEG. Odnosiła liczne sukcesy i szybko rozrastała się poszerzając zakres swoich obowiązków. Stawała się też coraz większym ciężarem budżetowym dla firmy i zarząd rozpatrywał opcję zlikwidowania FS. Gdy zapadła decyzja, dowództwo postanowiło odłączyć się od UEG i stać się samodzielną, niezależną grupą. Było ciężko, ale ostatecznie udało się zdobyć kontrolę nad pewnym obszarem, który szybko się powiększał, dzięki poparciu obywateli uświadamianych o rządach korporacji. Dziś pod naszą kontrolą jest obszar wielkością odpowiadający Niemcom z kilkoma większymi bazami oraz wieloma mniejszymi znajdującymi się poza granicami. Jako organizacja wojskowa szybko zyskujemy poparcie, a na terenach innych firm zdobywamy pieniądze pracując jako najemnicy. Jesteśmy też członkami większej organizacji UNA, United Nations Army.
Dotarliśmy do jakiejś stacji. Czy to miejsce jest aż tak wielkie, że poruszają się tu pociągami? Wygląda na to, że tak. Stacja od torów była oddzielona przeźroczystymi ścianami z drzwiami w regularnych odstępach. Podjechała kolejka, zatrzymując się tak precyzyjnie, że drzwi wagonów pokrywały się idealnie z tymi na stacji. Wsiedliśmy do składu a Świstak nie przerywał swojego monologu.
- Znajdujemy się teraz w naszej największej bazie, Stacji MARU. Jej nazwa wzięła się od tego, że całość zbudowana jest na planie okręgu, a maru to po japońsku okrąg. Jej średnica wynosi dziesięć kilometrów i składa się z kilku poziomów. Dwa na hangary samolotów, jeden na magazyny i zbiorniki paliw, jeden na generatory i sztuczne uprawy rolne. Następne dwa na hangary mechów. Potem jest poziom z sekcjami mieszkalnymi, jadalnymi, wypoczynkowymi i paroma innymi, w tym również sekcja dowodzenia. Pod Hangarami mechów znajdują się pola treningowe, symulatory, strzelnice i wiele innych. Całość przeplatają linie komunikacji kolejowej oraz mnóstwo wind osobowych i transportowych.
Cały czas uważnie go słuchałem. Chciałem zwiedzić dokładnie to miejsce, ale byłem świadom, że pewnie nie będzie to możliwe. Kolejka sunęła cicho i łagodnie, zatrzymując się na kilku innych stacjach. Poza momentami, kiedy hamowała i przyspieszała, nie czuć było, że się przemieszcza.
- Stacja ta jest jak okręt flagowy naszej firmy. Jest w pełni samowystarczalna, a to dzięki podziemnym połączeniom z innymi obiektami tego typu. Pozyskujemy z nich części i paliwo, a wysyłamy żywność. Posiadamy najlepszy ośrodek szkoleniowy dzięki symulatorom i polom treningowym. Mamy nawet wiele miejsc, gdzie można się rozerwać. Piloci czasem wyzywają się na pojedynki na arenie. Są to walki w mechach. Drogi biznes, ponieważ pochłania sporo części zapasowych, a ranni piloci siłą rzeczy są czasowo wyłączeni ze służby, ale pozwala to rozładować napięcia i dajemy żołnierzom możliwość sprawdzenia, który z nich jest lepszy tu na miejscu, dzięki czemu poza bazą są lepiej skupieni na walce z wrogiem niż rywalizacją między sobą.
- Czekaj. Powiedziałeś, że jesteście firmą, a chwilę temu mówiłeś, że jesteście organizacją wojskową.
- Zgadza się i to nie był błąd. Staliśmy się firmą po odłączeniu się od UEG, jednak zachowaliśmy regulaminy wojskowe i hierarchię. Pozwala to lepiej zapanować nad personelem. No i określenie żołnierz brzmi lepiej niż pracownik. - Świstak zaśmiał się, wypowiadając ostatnie zdanie.
Kolejka zaczęła zwalniać i wjechała na większą od pozostałych stację.
- To tutaj. Jeśli coś pomieszałem w moich wyjaśnieniach, to przepraszam. Na szkoleniach dowiesz się więcej. A teraz chodź.
Dotarliśmy do sekcji dowodzenia przez szeroki korytarz, mijając po drodze kilka kawiarni i barów. Powitało nas dwóch strażników, którzy sprawdzili dokumenty Świstaka, przeszukali nas i pozwolili przejść. Duża grodź rozsunęła się na boki ukazując ogromne pomieszczenie. W oczy rzucał się monitor, pokazujący mapę miasta i okolic. Było na nim wyróżnionych kilka miejsc. Po bokach widniały obrazy z kamer gdzieś w centrum oraz różne inne informacje. Pod nim było wiele stanowisk z szerokimi obrazami holograficznymi. Przy większości z nich siedzieli ludzie.
- To stanowisko monitoringu. Zajmują się tutaj obserwacją miasta i reagują wysyłając informacje do służb miejskich, takich jak policja, straż czy pogotowie. Jest to też siatka wczesnego ostrzegania. Niejedna akcja terrorystyczna została udaremniona dzięki szybkiej reakcji pracujących tu ludzi. - wyjaśnił mój przewodnik widząc moje zafascynowanie. - Są jeszcze inne punkty podobne do tego, ale zobaczysz je kiedy indziej.
Weszliśmy do windy i wjechaliśmy kilka pięter wyżej. W końcu dotarliśmy na miejsce. Świstak powiedział, żebym zaczekał aż zostanę wezwany. Przekazał coś jednemu z mężczyzn siedzących za biurkami i zniknął w windzie. Nie czekałem długo, jakieś 5 minut później powiedziano mi, żebym wszedł. Znalazłem się w pokoju, wyglądającym raczej na gabinet zarządu jakiejś firmy, a nie organizacji wojskowej. Zostałem ciepło powitany przez trzy osoby, zajmujące się studiowaniem moich papierów. Wiedzieli o mnie chyba wszystko. Zadali kilka pytań na potwierdzenie mojej tożsamości, sprawdzili coś w dokumentach, wymienili kilka uwag między sobą i skontaktowali się z kimś przez komunikator. Bez dokładniejszych wyjaśnień przekazali mi legitymacje zawierającą moje nowe ja i papierek na wydanie wyposażenia i przydzielenie pokoju, po czym kazali udać się do magazynów.
Hah. Nadal więc będę miał na imię Adam, Zmianie uległo m.in. nazwisko, które teraz brzmiało tak trochę zachodnio i nie podobało mi się. Stevens. O dziwo kilka rubryk nadal było wolnych. Widać zmiana mojej tożsamości nie dobiegła końca.
Błąkałem się pewien czas aż w końcu dotarłem do magazynów. Ktoś pokazał mi gdzie iść i w końcu znalazłem właściwą osobę. Dostałem wielką torbę w której, jak zostałem poinformowany, znajdowały się już moje nowe rzeczy, a wyposażenie ze starego domu niedługo będzie dostarczone. Zastanawiałem się jak długo musiałem spać, skoro już to wszystko zrobili. Pomyślałem też, że jak na tak dobrze zorganizowane miejsce, musiałem się sporo nachodzić. Wyszperałem z torby datapad i poświęciłem chwilę na przestudiowanie informacji, jakie zawiera. O dziwo, znalazłem na nim mapę stacji. Czy to nie pewne ryzyko? Co by było, gdyby wpadło to w nieodpowiednie ręce. Nie przejmowałem się tym zbytnio. Z pomocą mapy dotarłem do pokoju, ale nie bez problemów. Wysiadłem na złej stacji i kawałek musiałem przejść z buta.
Wreszcie dotarłem. E-6/253 jak informowała ta tabliczka na ścianie nad czytnikiem. Przyłożyłem do niego moją legitymację. Odpowiedział pikaniem a drzwi się odblokowały i przesunęły otwierając pomieszczenie wypełnione ciemnością. Wszedłem do środka a czujniki automatycznie zapaliły światło. I zaskoczenie. Poza kilkoma dużymi pudłami, lezącymi pod ścianą, było tu jeszcze łóżko, drugie drzwi, zapewne do łazienki, szeroki ekran, i rozsuwana szafa w ścianie. Miejsca było całkiem sporo. Jak na taką pustkę było całkiem przytulnie. Rzuciłem torbę i dokładnie rozejrzałem się po pomieszczeniu. Siadłem w końcu na skraju mojego spania i chwilę myślałem co będzie dalej, ale zrezygnowałem z tego. Podciągnąłem do siebie leżącą na środku podłogi torbę i sprawdziłem co w niej jest. I nie zdziwiła mnie jej zawartość. 7 identycznych koszul. 7 identycznych bluz. 7 par spodni długich i 3 pary krótkich. Sporo par skarpet różnych długości i rodzajów. Mundur galowy i niebieski kombinezon. Przedmioty higieniczne i trochę innych rzeczy. Zupełnie jak w wojsku. Wyjąłem dość duży scyzoryk i rozłożyłem nóż. Rozciąłem nim pudła, których zawartość wielce mnie ucieszyła. Była w nich połowa mojego dawnego życia. Książki, nad których zdobyciem strasznie się namęczyłem, komputer, monitor, DataBox i wszystkie moje mangi wyrwane na targach. Zdjęcia rodziny oraz przyjaciół. Nawet golarka tam była i mnóstwo drobnej elektroniki. Wszystko fajnie, ale co ja z tym zrobię? Nie mam za bardzo gdzie to wszystko ułożyć.
Sprawdziłem, o której mam się stawić na szkoleniu. 7:30, a kolejka odjeżdża o 7:15. Zegar pokazywał teraz 15:24. Mnóstwo czasu. Wyjąłem najpierw DataBox, głośniki i stację dokującą. Podłączyłem wszystko, puściłem ulubioną muzykę i zabrałem się do roboty.
Gdy skończyłem dochodziła 19. Wziąłem więc szybki prysznic, ubrania oczyściłem w dezynfekatorze, zabrałem datapad i wyszedłem rozejrzeć się po okolicy. W sektorze mieszkalnym grupy E-6 nie było za wiele. Kilka barów, kawiarnia, stacja kolejki, windy i mnóstwo korytarzy. Postanowiłem, że zjadę sekcję niżej do hangaru mechów. Był tam warsztat. Może znajdę coś, z czego zorganizuję sobie biurko i półki na książki. Wsiadłem więc w najbliższą windę i zjechałem w dół. Wędrowałem chwilę tu i tam, pogadałem z kilkoma osobami, ale nie dowiedziałam się niczego. Jakoś nie byli szczególnie rozmowni. Widząc, że jest już po 21 uznałem, że czas wracać. Może zapoznam się z kimś niedaleko swojego lokum. Minąłem kilka warsztatów i nagle usłyszałem znajomy utwór. Nie było to coś, za czym szczególnie przepadałem. Kto lubi słuchać muzykę klasyczną? Znałem osobę, która strasznie ją lubiła, szczególnie w czasie pracy i szczególnie ten utwór.
Szybko zlokalizowałem jej źródło, był to jeden z box-ów warsztatowych. Pracował tam chłopak na oko w moim wieku. Grzebał przy czymś, co przypominało motocykl, ale poza dwoma kołami niewiele miał z nim wspólnego. Z jego wnętrza odchodziło mnóstwo kabli, które łączyły się z komputerem oraz podręcznym monitorem, leżącym niedaleko pracującego, na który co chwila spoglądał. Wyglądał on bardzo znajomo, a jednak inaczej. Wtedy zobaczyłem zegarek na jego lewym nadgarstku. Bardzo charakterystyczny, bo robiony na zamówienie.
- Nad czym tak dłubiesz „BuBu”?
Przestał grzebać w maszynie, wyłączył muzykę gestem ręki w powietrzu i wstał plecami do mnie.
- Tak mnie nazywał pewien stary znajomy, wyglądający trochę jak dziewczyna i tylko on.
- No tak się wita starych znajomych. Odwróć się twarzą, bo zaraz się obrażę.
Powoli odwrócił się do mnie, a jego oczy wbiły się w moje. Chwilę tak staliśmy patrząc na siebie w napięciu. Obaj nie mogliśmy uwierzyć, że stoimy ze sobą twarzą w twarz po tak długim czasie. W końcu zaczęliśmy zbliżać się jeden do drugiego krok za krokiem. Gdy byliśmy na wyciągnięcie ręki on w końcu wybuchł.
- Kurwa. Adam. Jak ja cię dawno nie widziałem. - i jak to miał w zwyczaju rzucił się na mnie z przyjacielskim uściskiem swoimi wielkimi łapami.
- Tak, tak. Też się cieszę Boguś, ale puść mnie już, bo zaraz mnie zgnieciesz wielkoludzie.
- A tak. Przepraszam. - posłusznie rozluźnił uścisk i zabrał ręce. – Co ty tutaj robisz? - zapytał już spokojniej, ale nadal był podekscytowany spotkaniem.
- Długa historia, ale tak w skrócie to jestem nowym rekrutem. A ty? Wszyscy myśleliśmy, że wywieźli cię gdzieś do jakiegoś tajnego więzienia. Co się stało?
- Tak, przykrywka. Rekrutacja przez wyrok więzienia. A jak u ciebie?
- Śmierć w hovercraft'cie.
- Masakra. Tyle do opowiedzenia. Co z resztą? Co z grupą?
- Ogólnie nie najgorzej, ale też nie najlepiej. Musieliśmy czasowo zwinąć interes, ponieważ zieloni zaczęli węszyć.
- Rozumiem. Kto przejął dowodzenie? Ruda czy ktoś inny?
- Nie uwierzysz, ale ja.- uśmiechnąłem się lekko.
- Ty?!? Poważnie? Cicha woda co? Niby nie chciał się wychylać, ale jak nadarzyła się okazja to się wepchał, co?
- Nie. Samo tak jakoś przyszło. Wcale się o to nie prosiłem.
- Ok. Gdzie jesteś przydzielony?
- Nie jestem jeszcze pewien, ale chyba pilot mechów. A ty?
- Główny mechanik. Dochrapałem się kilku awansów. Jak dostaniesz własną maszynę, to mogę się nią dla ciebie zajmować. - mrugnął porozumiewawczo
- Zobaczymy. Mam sprawę.
- No gadaj.
- Potrzebuję biurka i pólek na książki. Wiesz jak mogę je zdobyć?
Chwilę myślał, po czym odpowiedział.
- Dwa sposoby: kupić w sklepie, kupić od kogoś ze środka, ale jest drożej, albo zrobić samemu. Polecam opcję trzecią. Mogę ci udostępnić w pełni wyposażony warsztat, a materiały też nie będą problemem. Mówisz mi co potrzebujesz i najpóźniej pojutrze to masz.
- Dzięki za pomoc Boguś. Będziesz tu jutro?
- Jestem tu codziennie wieczorem i zajmuję się dokończeniem tej bestii. Jutro ci powiem co to. Tymczasem idź i się prześpij. Wyglądasz jak zombie.
Pożegnaliśmy się więc i wróciłem do siebie, by jak kłoda wyłożyć się na wyrku. Zmęczenie przyszło nagle. Nie minęło 10 minut, a już spałem.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 5


Rozdział 5


-Chcecie mnie zabić?
-Tak. Zginiesz na papierze i przyjmiesz nową tożsamość - odparł kapitan patrząc się na pracujących ludzi.

Zgłupiałem. W pierwszej chwili myślałem, że mnie zabiją, ale jednak tego nie zrobią. Ulżyło mi i gdy logika wróciła to poczułem się trochę głupio. Ten stres sprawił, że trudniej mi się myślało. Zaraz jednak pojawił się smutek i żal. Że nigdy więcej nie spotkam przyjaciół i rodziny. Nawet nie dam rady się z nimi pożegnać. Co się stanie z naszą grupą? Czy któreś z nich zajmie się resztą? A co z mamą? Rzadko ją widuję, ale jeśli już jest w domu, to cały czas spędzamy razem. A tata? Nie. Nie myśl o tym teraz! Będzie jeszcze czas na to.

- Chcę jednak byś dołączył do nas. - kontynuował kapitan – Mam przeczucie, że powinieneś, a nie raz okazało się ono trafne i zwerbowaliśmy kilku dobrych pilotów i żołnierzy.
- A co jeśli odmówię?
- Posłuchaj. Nie jest to standardowa sytuacja. Wróg widział ciebie przy naszym mechu. Mogą pomyśleć iż byłeś w jakiś sposób powiązany z nami, co sprowadzi niebezpieczeństwo na ciebie, twoją rodzinę i przyjaciół. Dlatego chcemy upozorować twoją śmierć w wypadku, by odciągnąć od ciebie podejrzenia.
Ostatnie zdanie wypowiedział patrząc mi się w oczy. Nie wiem co z nich wyczytał, ale uspokoił się. Sam również poczułem się spokojniejszy po tym co usłyszałem. Skoro tak ma się sytuacja, to nie mam się czym martwić.
- Więc dołączę. Chcę jednak poznać jakieś informację o was i waszych wrogach. Nie chcę brać udziału w czymś, o czym nic nie wiem.
- Spokojnie. Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie. Teraz musimy się już zbierać. - Spojrzał na stary zegarek CASIO – 30 minut. Jesteśmy tu już stanowczo za długo. – Gestem ręki pokazał mi żebym zaczekał, a sam poszedł do mechaników a następnie do żołnierzy pilnujących okolicy. Przyłożył rękę do ucha i wymienił kilka poleceń, po czym wszystko jakby nabrało tempa. Ludzie wykonując swoje zadania byli zgrani jak dobrze naoliwiona maszyna. Widać było, że to już nie pierwsza taka ich akcja. Nie minęło 5 minut, przyszedł do mnie jakiś żołnierz
- Dobra, wszystko gotowe. Zbieramy się. Wsiadamy do transportera D3 i lecimy pierwsi – powiedział.
- Tak jest. - odparłem i poszedłem za nim w kierunku transportera.
Nim do niego doszliśmy, przed wejściem ustawił się już dwuszereg. Czekali chyba tylko na nas. Gdy doszliśmy maszyna włączała już silniki i szykowała się do odlotu. Kapitan wydał polecenie i wszyscy równym tempem wsiedli do środka.

Jako że wsiadałem ostatni, to siedziałem na samym przedzie w lewym rzędzie. Obok mnie był żołnierz, który mnie przyprowadził. Kapitan zajął miejsce naprzeciw, a jego siedzenie skierowane było tyłem do przodu maszyny. Miał dzięki temu oko na wszystkich w środku. No, może poza pilotem. Silniki zaczęły pracować głośniej i samolot wznosić się. Nie było by w tym nic wyjątkowego, gdyby nie fakt, że pilot Michał wyszedł z kabiny i podał mi słuchawkę komunikacyjną. Nie była to zwykła słuchawka. Nie wkładało się ją w ucho, a przylegała dokładnie do kości za uchem dzięki paskom oplatającym głowę. Wbrew pozorom jest to bardzo komfortowe. Na kablu wisiał mikrofon, który zakładało się na szyję. Typowo wojskowy sprzęt. Cywilny nie jest tak dobrze wykonany, ale podobny. Dźwięk w słuchawce przenoszony jest przez kość za pomocą wibracji. Zapewnia to najczystszy głos i najlepszą jakość dźwięku, ale trochę to kosztuje. Mikrofon zaś zbiera nie dźwięk wychodzący z ust, a wibracje generowane przez struny głosowe. Dzięki temu nie powstają zakłócenia w postaci szumu np. silnika i bardzo wyraźnie słychać osobę mówiącą.

Kiedy Michał siadał na swoim miejscu, spostrzegłem że nie ma drugiego pilota. Pilotował sam. Kapitan lekko podirytowany jego zachowaniem odezwał się przez komunikator, przez co wszyscy go słyszeli:
- Kto pozwolił ci opuszczać kabinę podczas lotu, kiedy nie ma drugiego pilota?!.
- Nie płacz stary. Wszystko było ustawione i gdyby tylko zaszła taka potrzeba, to ta puszka mogła by sama lecieć.
- Przecież ty nie lubisz używać autopilota i zawsze sam pilotujesz.- odparł lekko zaskoczony.
- Dlatego włączam go tylko jeśli mam jakiś powód. Gdyby nie ja, nikt nie podałby nowemu komunikatora i siedziałby jak ta trusia.
Chwilę panowała cisza. Kapitan przewrócił oczami i zatopił spojrzenie w ekran datapadu czytając coś. Samolot zaczął lecieć po prostej i szybko przyspieszać. Gdy lot się ustabilizował Michał ponownie zaczął mówić:
- To może opowiesz coś o sobie młody?
- Eeee?- „On mówił do mnie?”
- No skoro kapitan uznał, że powinniśmy cię zabrać, to na pewno musiałeś mu się spodobać. Opowiedz nam coś o sobie to może i my lepiej cię polubimy.
„Tak. Do mnie mówił”
- Nawet nie wiem od czego zacząć.
- To może opowiedz nam coś o swoich rodzicach. - ciągnął dalej, nim jednak zdążyłem odpowiedzieć wtrąciła się medyczka:
- Daj mu spokój. Dopiero co dowiedział się, że więcej nie spotka rodziny i ty będziesz go teraz męczył pytaniami na jej temat.
- Nie. Nie ma problemu. - odparłem – Mam świadomość, że już ich nie zobaczę, ale wierzę, że tak będzie najlepiej. - uśmiechnąłem się do siebie. - Poza tym, uważam że szkoda czasu na zamartwianie się. Trzeba zaakceptować to co się dzieje i dalej cieszyć się tym co jest.
- Hmmm. Czyli potrafisz też szybko przystosować się do zmieniających warunków. - wtrącił się kapitan.
- Tak. Szybko przystosowuję się do nowych warunków i sytuacji.
- Musisz prowadzić więc dość szczęśliwe życie, tak bez zmartwień. - rozczuliła się medyczka.
- No nie do końca. To że jestem dość beztroski wcale nie znaczy, że żyję bez jakichkolwiek zmartwień.-
- Dobra, skończmy to. - burknął Michał
- A czym zajmujesz się w wolnym czasie?- Zapytał kapitan
- Zazwyczaj zajmowałem się pozyskiwaniem informacji w Internecie na różne tematy, a kiedy miałem więcej czasu to siedziałem w symulatorze.-
- Symulatorze czego? - zapytał zaciekawiony pilot.
- Tata kupił sobie nowoczesny symulator pojazdów latających. Ma zaprogramowanych kilka różnych samolotów i jest bardzo zaawansowany. - wyjaśniłem.
- Czyli umiesz pilotować samoloty?-
- Tak, ale nie mam na to żadnych papierów.-
- A to mi nie przeszkadza. - po tych słowach fotel drugiego pilota odsunął się od pulpitu i obrócił o 180 stopni.
- Siadaj. - polecił Michał
- Co ty sobie wyobrażasz pozwalając komuś bez przygotowania siadać na fotelu pilota!? - zdenerwował się kapitan.
- Przestań stary. Mnie też zainteresował ten młody. Chcę sprawdzić, na co go stać.
- Nie pozwalam na to!
- Ty mi akurat możesz. - odpowiedział, po czym odwrócił się twarzą do mnie. - No siadasz czy nie?
Odpiąłem pasy i powędrowałem na miejsce drugiego pilota. Usiadłem, zapiąłem pas, a fotel obrócił się i przysunął do pulpitu. Natychmiast włączyły się wyświetlacze pokazujące informacje o stanie maszyny.
- Rozumiesz coś z informacji pokazanych na ekranach? - zapytał po krótkiej chwili.
Popatrzyłem po wyświetlaczach. Na początku nic z tego nie rozumiałem. Wszystko wyglądało inaczej niż w symulatorze, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się wszystko okazało się jasne.
- Tutaj są informacje o silnikach. Obroty turbin, moc wyjściowa, prędkość, spalanie, ilość pobieranego paliwa. Tutaj jest stan zbiorników paliwa. Tutaj radar, a tutaj chyba pokazywany jest stan poszycia maszyny.- mówię pokazując jeden z paneli.
- Zgadza się.
- To jest jakiś wyświetlacz wielofunkcyjny, a ten steruje radiem.
- No nieźle. Jednak coś tam umiesz. Dałbym ci po pilotować, ale nieźle by mi się za to oberwało, dla tego zrobimy to innym razem.
- Dlaczego latasz bez drugiego pilota? - zapytałem
- Ponieważ każdy z nich mi przeszkadzał. Często wyciskam z maszyny wszystko, na co ją stać, wykonując różne manewry, o których nawet projektanci nie myśleli. Każdy, kto siedział na tym miejscu nigdy nie chciał poznać maszyny, którą pilotuje, przez co ciągle wchodzili mi w drogę wierząc temu, co pokazywał komputer, a nie mnie. Uważam, że każdy powinien znać możliwości pojazdu, który przychodzi mu pilotować. Powinien wiedzieć jak zareaguje maszyna, gdy wykona jakąś czynność. Niestety, większość pilotów uważa, że oni są tylko od pilotowania a tylko mechanicy zajmują się przeglądem i serwisem, przez co nigdy nie mogą osiągnąć pełni możliwości swoich, jak i pojazdu. Ja dbam o ten samolocik osobiście, ale nie sam. Mechanicy mi pomagają, ale ja wiem co robią, jaką wykręcają śrubkę i co się zmieni, gdy zainstalują inną część.
- Dobra, przestań się już produkować. Zaraz tu usnę. - odezwał się jeden z żołnierzy z tyłu.
Samolot wykonał szybką i gwałtowną beczkę. Datapad, który trzymał kapitan wypadł mu z ręki i powędrował po podłodze, podobnie jak różne inne rzeczy trzymane przez pozostałych żołnierzy.
- Obudzony? - zapytał Michał z uśmiechem na mordzie.
- Ja już nic nie mówię.
- Dobra panienki. Dolatujemy do bazy. - odparł kapitan, po czym wszystkie rozmowy ucichły.

Pilot zmienił jakieś ustawienia na panelach, przez co silniki zaczęły pracować znacznie ciszej a lot stał się spokojniejszy. Zobaczyłem, że lecimy teraz nad miastem. Nie byłem w stanie określić nad jakim, było za ciemno, a to dlatego, że o północy światła w miastach są przygaszane. Zegarek pokazywał, że jest kilka minut po trzeciej. Lecieliśmy w ciszy kilka minut. Zwolniliśmy dopiero koło ogromnego budynku. Za nim zapaliły się światła nawigacyjne, pokazując miejsce lądowania. Gondole silników zaczęły się obracać a samolot obniżać lot. Gdy byliśmy 400 metrów nad lądowiskiem, zaczęło się ono otwierać. Zaskoczyło mnie to. Nie lądujemy na ziemi, a pod nią. Michał pokierował transporter bez żadnego problemu, nie zerkając nawet na monitor ścieżki lądowania. Zaraz po wylądowaniu dysze silników rozszerzyły się rozpraszając gazy wylotowe gasnących jednostek napędowych a właz lądowiska zamknął się. Platforma zaczęła zjeżdżać w dół. Szybko zjechaliśmy na sam dół szybu i moim oczom ukazał się widok wielkiego hangaru startowego. Maszyny różnych rozmiarów stały na platformach znajdujących się na szynach, po których się poruszały. Platformy przemieszczały się z miejsca na miejsce niosąc nie tylko sprzęt latający, ale również różnego rodzaju skrzynki, mechy i pojazdy naziemne.

Nasza platforma chwilę stała, po czym wjechała na główny tor i szybko przeniosła nas na miejsce, gdzie w rzędzie stały inne transportery.
- Jesteśmy na czas. - z ulgą w głosie powiedział kapitan Jeremy, patrząc się na zegarek zapięty na jego lewej ręce. – Zdążę zjeść kolację nim zaczną wydawać śniadania.
Kilka osób zaśmiało się cicho, a u reszty pojawił się uśmiech. Wszyscy zaczęli zbierać się do wyjścia podnosząc przedmioty upuszczone przez akrobacje Michała. Właz się otworzył i wyszliśmy na „podłogę” bazy. Światło pochodziło z lamp poumieszczanych na całym suficie i z listw oświetleniowych na ścianach. Oczywiście nie było to wystarczające do całkowitego oświetlenia wnętrza, więc w podłodze znajdowały się diody sygnalizujące gdzie i jak iść. Mieniły się różnymi kolorami, z których każdy coś oznaczał. Żołnierze szybko gdzieś poszli i zniknęli w różnych przejściach. Do transportera podeszli technicy, ale Michał próbował ich wygonić. Pozwolił jednak na szybki przegląd i mycie. Zostałem z kapitanem i medyczką.
- Witaj w swoim nowym domu. – zaczął mówić k. Jeremy. - Jest to Stacja MARU. Nim będziesz mógł tu zamieszkać, musimy stworzyć ci nową tożsamość i przebadać cię. Najpierw jednak doprowadzimy cię do porządku i pozwolimy odpocząć. Chodź. Pokażę ci twój tymczasowy pokój.

Ruszyliśmy w stronę jednego z korytarzy. Coś jednak było nie tak. Zaczęło mi być słabo, a obraz przed oczyma rozmył się. Zrobiłem jeszcze dwa kroki i nie wiem kiedy spotkałem się z podłogą. Nic nie czułem i nic nie słyszałem. Wszystko co widziałem było strasznie niewyraźne. Nie mogłem też się poruszyć. Zobaczyłem tylko, że ktoś się nade mną pochyla, po czym odpłynąłem.

sobota, 15 września 2012

Rozdział 4

Oba samoloty wykonały szybkie koło wokół polany po czym zaczęły obniżać lot. Widać było że miały pod spodem podczepione dwa mechy. Gdy podleciały jeszcze kawałek bliżej dostrzegłem oznaczenia na kadłubach. Pierwsza miała "D3" a druga "D4".

W odległości około stu metrów od ziemi zrzuciły transportowane roboty. Pierwszy zaraz po dotknięciu gruntu pobiegł w las i przykucnął w krzakach. Musiał włączyć jakiś system maskowania, bo jeśli ktoś nie wiedział że tam jest, to nigdy by go nie zauważył.

W tym samym czasie drugi odsunął się od miejsca lądowania i czekał obok. Oba samoloty w końcu przyziemiły. Piloci nawet nie zdążyli wyłączyć silników a z otwierających się drzwi "trojki" zaczęli wysiadać żołnierze. Dwóch ustawiło się przed wejściem, sześciu rozeszło się po okolicy a czterej zatrzymali się nie daleko mnie. Wszyscy ubrani byli w niebieskie kombinezony ze wzorem moro i trzymali broń w pogotowiu.

Tuż za nimi z samolotu wyskoczyła jakaś kobieta. Podbiegła w moim kierunku. Miała plecak zapięty dodatkowymi pasami na jej klatce piersiowej. Ubrana była w pomarańczowy kombinezon.

Zatrzymała się pod wrakiem i zdejmując plecak spojrzała na mnie i powiedziała:
- Chodź tutaj.-
Ostrożnie ześlizgnąłem się po resztkach kadłuba mecha i znalazłem się tuż obok niej. Wyjęła coś wyglądającego na zegarek i podała mi. Był to checker.
- Umiesz się nim posługiwać? -zapytała dalej kopiąc w plecaku.
- Tak, umiem.- odpowiedziałem zakładając go na rękę.

Jest to niewielkie urządzenie medyczne, zdobyczy nowoczesnej technologii i szerokiej wiedzy z zakresu ludzkiego ciała. Sprawdza ono stan fizyczny osoby noszącej, i wyświetla je na bezprzewodowym wyświetlaczu, który medyk ma przy sobie. Dzięki niemu uratowano już wielu żołnierzy, ponieważ jest szybki i dokładny, więc jest szeroko stosowany na polach bitew.

Zaraz po jego zapięciu, nacisnąłem przycisk znajdujący się na boku obudowy Checkera. Zapikał pięć razy po czym na bezprzewodowym wyświetlaczu, który medyczka zdążyła wyjąć pokazały się wyniki badania. Przejrzała je, pokiwała delikatnie głową i odłożyła tabletopodobne urządzenie. Podsunęła się bliżej mnie, położyła dłonie, na mojej głowie i przyjrzała się rozcięciu na czole.
- Boli? - Zapytała.
- Już nie. - Odparłem - Tylko na początku piekło.-

Sięgnęła do kieszonki kombinezonu, umieszczonej na lewym udzie, i wydobyła niewielką buteleczkę, oraz kawałek jakiegoś materiału. Wycisnęła niewielką ilość kleistej, przeźroczystej mazi o ostrym zapachu, przypominającym denaturat, na ranę i ostrożnie posmarowała. Syknąłem z bólu. Pieczenie powróciło, ale minęło tak szybko, jak się pojawiło. Przykleiła jeszcze samoprzylepny opatrunek.

W czasie,  w jakim się mną zajmowała, z pojazdu nr. trzy wyszło jeszcze kilka osób. Dwaj mężczyźni podeszli do wraków i zaczęli dokładnie je oglądać, oraz wymieniać spostrzeżeniami podczas głośnej dyskusji. Do myślałem się że byli to mechanicy. Pewnie sprawdzają co da się odzyskać z tego złomu. Popatrzyli trochę na wrogą maszynę, ale szybko przenieśli się do tej, w której chwilę wcześniej siedziałem. Zaczęli w niej grzebać, wyjmować jakieś części i przewody.

Na samym końcu wyszedł wysoki, barczysty facet. Stanął na ziemi obok wojskowych, pilnujących samolotów. Sięgnął do kieszeni, zapiętej na suwak, i wyciągnął cygaro i zapalarkę. Zapalił je i głęboko się zaciągnął.
- Taaak, tego mi brakowało.- Powiedział z wielką przyjemnością i ulgą w głosie.
Podszedł do medyczki, poczekał aż założy plecak i stanie przed nim:
- Jak się czuje? - Zapytał
- Wszystko z nim w porządku. Jest lekko obity, ale nic mu nie będzie. Posmarowany został żelem, więc szybko się zagoi. Juz jutro rana powinna się zabliźnić.
- Dobrze. Możesz iść. - Zasalutowała mu i poszła pogadać z żołnierzami.  Mężczyzna odwrócił się twarzą do mnie:
- Nieźle nas wszystkich nastraszyłeś. Gdy usłyszeliśmy, że jesteś atakowany tuż przed naszym przybyciem, baliśmy się, że pozostanie nam tylko wydobywanie ciała. -
Mówił to tak spokojnie, że można by odnieść wrażenie iż chciałby mojej śmierci. - Mam jednak pełen podziw do twoich umiejętności. - Kontynuował - Nie każdy jest bowiem w stanie, by jednostką tej klasy, zniszczyć ciężko opancerzonego łowce.
- Dziękuję. - Odparłem - Jednak sam nie wiem co robiłem. Działałem pod wpływem emocji.
- Nie bądź już taki skromny. - Powiedział klepiąc mnie po plecach, po czym zdał sobie sprawę, z faktu, że są one mokre od krwi. Wywarł dłoń o rękaw kombinezonu, i już miał odchodzić, gdy coś sobie przypomniał.
- A właśnie, w samolocie jest zapasowy strój dla ciebie. Idź zmień te ciuchy. I postaraj się nie zachlapać podłogi. Ciężko jest ją potem domyć. - Dodał jakby sam do siebie.

Po tych słowach skierował się do mechaników, którzy zaczęli się o coś kłócić.
- Adam, powtórzę ostatni raz. Nie ruszaj chłodzenia. Nie mamy narzędzi by to teraz wyciągnąć.-
- Taki duży a boi się o taką błahostkę. Przecież nie raz to wyjmowałem.-
- Ale nie z tego typu jednostki. Jak wywołasz święcie, to nawet nie będę cię reanimował.
- Stasiu, co takiego może się stać? Nasza wspaniała medyczka dobrze o mnie zadba.-
- Żebyś się nie zdziwił... A co mnie to obchodzi. Rób co chcesz.- Powiedział zniechęcony i odwrócił się w stronę zbliżającego się kapitana, machając ręką na kolegę.
Wyprostował się i zasalutował
- Coś się stało, sir?-
- Przyszedłem tylko spytać jak ocena szkód.-
- Nie jest tak źle, jak na to wygląda.- natychmiast odpowiedział mechanik Stanisław. - Kadłub poobijany, powgniatany, powykręcany, słowem zniszczony. Główne komputery do niczego się nie nadają, a stawy przeszły tyle, że aż dziwi mnie, że któryś nie wybuchł. Reaktor tylko uszczelnić i zapakować do nowego mecha. Pompy i tłoki hydrauliczne na złom. Możemy odzyskać większość okablowania, a co się tyczy chłodzenia... - zawiesił na chwilę głos, jakby zbierał myśli -... Niby da się je wyremontować, ale nie mamy teraz narzędzi, by je wydobyć. -
- To co w takim razie robi Adam? - Zapytał patrząc się na grzebiącego, pomiędzy nogami mecha, drugiego mechanika.
- Rzeźbi w gównie. - Odparł bez chwili wahania Stasiek.

W tej chwili dało się słyszeć krzyk faceta, porażonego prądem. Z robota uniosła się chmura dymu i iskier a stojąca tam osoba upadła na ziemię. Strażnicy nie wiedząc co się dzieje natychmiast podnieśli broń.
- No to chłodzenia też już nie mamy. - Odparł przewracając oczami, po czym krzyknął - Sanitariusz!

Widząc, że wielce się tym nie przejęli, postanowiłem nie zwracać na to uwagi, tylko wsiąść do samolotu. Maszyna była w środku całkiem przestronna. Na oko miała jakieś 6 metrów szerokości i 30 długości. Dwa rzędy siedzeń po dwa miejsca, nad nimi schowki, większość z nich miała tabliczki z opisami. Pod siedzeniami znajdowały się skrzynki z zestawami ratunkowymi. Na jednym końcu korytarza były drzwi do kabiny pilotów, a na drugim szafa, zajmująca całą szerokość.

Drzwi kabiny otworzyły się, i stanął w nich miło wyglądający mężczyzna, ubrany w normalne cywilne ubranie. No prawie. Długie spodnie miały mnóstwo kieszeni i wyglądały na zrobione z porządnego materiału. Nie to co ta tania odzież ze sklepów w mieście. Biała koszula a na niej szara kamizelka taktyczna. Miał krótko ostrzyżone blond włosy i zielone oczy.
Spokojnym krokiem zaczął się do mnie zbliżać, gdy był już wystarczająco blisko wyciągnął rękę i powiedział:
- Cześć. Jestem Michał. Ty musisz być tym uratowany chłopakiem, choć widzę, że sam świetnie sobie poradziłeś. Jak właściwie masz na imię?-
- Adam. Adam Walander.-
-Hmmm. Oryginalnie. Pierwsze słyszę takie nazwisko.- Przeszedł się wokół mnie, spojrzał na plamę na placach i uśmiechnął się - Widzę, że najczystszy nie jesteś. Choć, dam ci zapasowy kombinezon. Jaki masz rozmiar? -
- M 2/5.-
Otworzył szafę i zaczął przeszukiwać wieszaki.
-  Mamy L, ale osoba, która to nosi jest szczupła, więc powinno na ciebie pasować. -
Rzucił mi czerwony strój. Na pierwszy rzut oka był na mnie nieco przydługi, ale po założeniu nie było tak źle. Był za to trochę za szeroki w klatce piersiowej i biodrach...
- Czy to przypadkiem nie jest... -
- Nie. - Przerwał mi w środku pytania. - Ten co założyłeś, należał do poprzedniego medyka, lecz przenieśli go do innej drużyny, i nie zdążyli zabrać wszystkich rzeczy. Miał potężne barki i silne nogi, więc wysłali go na front. -
- Ok. To dobrze. - Ulżyło mi po tej wypowiedzi.
-  Ale jeśli chcesz mogę dać ci ten drugi - Powiedział odwracając się z powrotem do szafy.
- Nie.  Nie trzeba. Ten jest w porządku. -
- A co byś zrobił, gdyby tylko jej zapas pasował by na ciebie? - Zapytał z wrednym uśmieszkiem na twarzy.
- Z niechęcią, ale założył bym, ponieważ krew na koszuli szybko krzepła, i nie chciałbym odbywać jej w kawałkach. -
- Ha ha ha ha. Ok. Już cię lubię. Zauważ, że pod podszyciami, masz sznurki. Naciągnij je tak, by w miarę dobrze na tobie leżało. - Po tych słowach wrócił do kabiny.

Wyszedłem z samolotu i rozejrzałem się wokoło. Widać było więcej ludzi, widać wysiedli z drugiego pojazdu. Chodzili wokół szczątków maszyn i naciągali jakieś liny. Medyczka pochylała się nad mechanikiem Stanisławem, i wykonywała czynności reanimacyjne. Podszedłem do nich. Zrobili mi miejsce a kapitan poprosił bym chwilę poczekał. Patrzyliśmy, jak kobieta stara się przywrócić akcje życiowe. Wszyscy byli jakoś strasznie spokojni. Jakby nic się nie stało, a leżący miał zaraz wstać i powiedzieć że żart mu się nie udał. W końcu zaprzestała RKO, odsunęła się od ciała i czekała. Pomyślałem że już nie żyje, jednak jego klatka piersiowa szybko się uniosła po czym zaczął ciężko kaszleć. Otworzył oczy i rozejrzał się po otaczających go ludziach. Przez chwilę nikt nic nie mówił. Ta cisza została przerwana przez jedyną w zespole kobietę:
- Człowieku, jestem zdumiona tym, ile takich szoków już przetrwałeś, a twój układ nerwowy jeszcze nie wysiadł.-
- Moja głowa to jest niezniszczalna. Widać po tym ile potrafię wypić.- Powiedział z szelmowskim uśmieszkiem na ustach.
- Ty już się lepiej tak nie chwal, bo obetnę ci żołd. - Wtrącił się kapitan. - Idź doprowadź się do porządku. Za chwilę zaczynamy.
- Tak jest. Przepraszam.- Powiedział i spróbował się podnieść, ale bez pomocy dwóch rosłych panów się nie obeszło.

Poczekaliśmy, aż mechanik z eskortą znikną w samolocie, po czym kapitan zwrócił się do reszty:
- No dobra, słyszeliście. Macie 20 minut, by przygotować tamten złom do zabrania. Po tym czasie zajmiemy zię rekrutacją nowego.-
- Tak jest sir.- Odpowiedział mu zgodny chórek, po czym wszyscy się rozeszli.
Ja zostałem z dowódcą.
- O ile mnie pamięć nie myli, to jeszcze ci się nie przedstawiłem. Jestem kapitan Jeremy T. Malkowic i dowodzę tą grupą. - Zaczął rozmowę.
- Miło mi. Moje imię już chyba każdy tutaj zna, ale powiem je osobiście. Adam Walander.-
Podaliśmy sobie dłonie. Jego ręka była wielka i silna, ale czuć było, że jest osobą delikatną. Sprawia wrażenie silnego i nieustępliwego wobec swoich podwładnych, ale nie był taki w na co dzień. To mnie zawsze zaskakiwało, ile można dowiedzieć się o drugiej osobie samą obserwacją i zwykłym uściśnięciem dłoni.
Popatrzyliśmy chwile na krzątających się wokół wraków ludzi, Malkowic wydał kilka rozkazów a w końcu ponownie zwrócił się do mnie:
- Wyjaśnię ci o co chodzi z tą rekrutacją. Ponieważ sporo widziałeś, możesz stać się dla nas niebezpieczny. W normalnych warunkach wyczyścili byśmy ci pamięć a ty do końca życia miałbyś wrażenie że czegoś zapomniałeś.-
- Więc co się zmieniło?- Zapytałem nieco zaciekawiony.
- Popisałeś się niezwykłymi umiejętnościami, nie tylko sterując maszyną, ale już samym jej uruchomieniem. Są wielu pilotów potrzebuje co najmniej miesiąca by dojść do tego, jak uruchomić systemy, a ty tylko wsiadłeś i zrobiłeś co trzeba. Zaciekawiło to naszych instruktorów i chcą wiedzieć jaką skrywasz tajemnice. -
- Ja nie skrywam żadnej tajemnicy.- Zacząłem wyjaśniać.
- T mnie akurat nie interesuje. Nie ze mną będziesz rozmawiał. Ja mam tylko dostarczyć cię do bazy. Jednak wiąże się to ze zmianą tożsamości i zniknięcia z dawnego życia. Mamy różne metody. Dowództwo ustaliło, że w twoim wypadku najlepsze będzie upozorowanie wypadku i śmierci.- Odparł spokojnie i bez ogródek.
- Że jak?-

wtorek, 24 lipca 2012

Rozdział 3




Osłona kabiny stała się przeźroczysta. Chyba po to bym mógł zobaczyć co się dzieje. Nie jestem pewien, czy widziałem to samo, co pilot siedzący w symulatorze, czy to co ON chce żebym zobaczył. To jednak nie było w tedy ważne. Liczyło się to, że mogłem teraz zobaczyć maszynę wroga. Na "szybie" pojawił się obraz powiększonej OSY i zrozumiałem skąd taka nazwa.

Pojazd był znacznie szerszy z tyłu i węższy z przodu. W środku znajdowało się przewężenie. Nie miał skrzydeł, więc nie był to układ delty. Na spodzie umieszczone były wyloty silników ciągu pionowego, co pozwalało mu unosić się bez skrzydeł. Sprawiało to że nie był cichy, i wydzielał sporo ciepła, ale był to myśliwiec przechwytujący. Zapewne używany, gdy wróg dobrze wiedział że będzie miał przerąbane.

Licznik pod obrazem myśliwca szybko zbliżał się do zera. Musiał obrazować odległość.

- Co zamierzacie zrobić?- Zapytałem
- Tak ciężko się domyśleć?- Odpowiedział mi męski głos. Ta osoba była bardzo pewna siebie. - Będziemy walczyć.-
- Walczyć?- Nie wiem jak opisać mój wyraz twarzy, gdy to usłyszałem. Określić to mogę tylko słowem głupio. Stanowczo nie podobał mi się ten pomysł. Jednak przypomniałem sobie twarz tamtego człowieka i to co myślałem wsiadając do mecha: "Albo coś zrobię, albo i tak zginę".

- Masz jakiś pomysł?- Zapytałem.
- Trzeba wydostać się najpierw z tego lasu-
- To nie będzie nam łatwiej bronić się między drzewami?- Zaskoczyła mnie jego decyzja.
- W normalnych warunkach TAK, ale OSA jest za szybka, i nie dalibyśmy rady unikać ataków w lesie. Te drzewa utrudniają manewrowanie tym potworem.- Szybko wyjaśnił mi o co chodzi.
- Ok. Teraz rozumiem.-
- Jesteś miejscowy, prawda?- Zapytał, jednak kontynuował swoją wypowiedź. - Jak najszybciej dostać się z tond do jakiejś drogi?-
- Ammm... - Potrzebowałem chwili na zastanowienie. Nie było to proste w takich
 warunkach. - Z tond są jakieś 2 kilometry do trasy dojazdowej, ale bliżej jest kilka polnych dróżek i polana.
- Czy te dróżki prowadzą do trasy?- Upierał się przy swoim.
- Tak, ale czy zdążymy mu uciec?- Nie miałem pojęcia co kombinuje, więc wypytywałem.
- Ta kupa żelastwa nie jest taka wolna na jaką wygląda i oni o tym wiedzą, dla tego zależy im, byśmy zostali w lesie. - Wreszcie wyjaśnił mi o co chodzi, ale był tym poirytowany. - Powiesz mi wreszcie gdzie ta dróżka? - Teraz to był wyraźnie wnerwiony.
- Tak, pokażę ci na mapie, tylko jak ją wyświetlić? -
Gdy to powiedziałem, mapa okolicy pojawiła się na całej szerokości szyby kokpitu.
- Wystarczy poprosić.- Oznajmił rozbawiony głos kobiety, z którą wcześniej rozmawiałem
- Podsłuchujesz?- Zapytał pilot
- Przecież jestem kontrolerem oddziału tej jednostki.- Oznajmiła - Jak mam nie podsłuchiwać?-
- Dobra, nie ważne.- Najwyraźniej się poddał - Co z tą dróżką?-
- Już, już.- Szukałem jej chwilę, ale zaskoczyła mnie jakość zdjęcia. Nawet mojej grupie nie udawało się takich przechwycić. - Dobra. Zaznaczyłem już.-
- A umiałeś?- Udawała zaskoczoną kobieta.
- Daj już spokój Alice.- Zwrócił się pilot. - My tu wcale nie mamy przerwy.-
- Oj, a myślałam że sobie odpoczywacie Jon -
- Daj już spokój i pilnuj jakości sygnału. Nie będzie fajnie stracić tego dzieciaka.-
- Tak, tak. Ty jak zwykle się bawisz, a ja mam się gapić w monitory.- Powiedziała to z nutą ironii.

Ich rozmowa niezbyt mi się podobała, biorąc jeszcze pod uwagę fakt, że to ja byłem narażony na niebezpieczeństwo nie oni. Ale cóż. nie miałem jak teraz protestować. Może się przy tym sprzeczali, ale próbowali mi pomóc. Zegar pokazywał że zostało jeszcze ponad 6 minut. Po chwili wyszliśmy na polankę.

- No nareszcie.- Powiedział Jon. - Jest znacznie szersza niż mi się wydawało. Zmieścili byśmy jeszcze jednego mecha. Tym lepiej, będzie można rozwinąć większą prędkość.- W głosie dało się wyczuć, że był tym podekscytowany. - Lepiej trzymaj się mocno.-

Maszyna zaczęła trząść się jeszcze bardziej. Dało się słyszeć dźwięk przyspieszającej turbiny.
- Dobra. Masz pełną moc chłodzenia. Możesz włączać dopalacze.- Orzekła kontrolerka.
- Przyjąłem-

Momentalnie robot zaczął przyspieszać, a wstrząsy spowodowane ustały. "To coś unosi się nad ziemią!" Pomyślałem zaskoczony. Jego nogi były kilka centymetrów nad drogą.Prędkość z dwudziestu wzrosła do stu pięćdziesięciu. Gdybym nie siedział, tam gdzie siedziałem, to nie uwierzyłbym, gdyby ktoś mi to opowiadał. Ponownie usłyszałem Jon-a:

- No, i to ja rozumiem. Gdy tylko znajdziemy się na normalnej drodze to nawet damy radę mu uciec.- Powiedział jeszcze bardziej podekscytowany.
Jakoś zaczął wracać mi spokój. Zniknęło uczucie niebezpieczeństwa, i zaczynałem trzeźwo myśleć.
- To nie będziemy z nim walczyć?- Zapytałem zdziwiony tym co powiedział. Przecież chwilę temu chciał zniszczyć ten myśliwiec.
- Po co mamy narażać cię na dodatkowe zagrożenie, skoro teraz możemy uniknąć walki?-
- Dobra, masz rację.- Trudno było się nie zgodzić z jego tokiem myślenia.

Zbliżałem się już do trasy. Pozostało jeszcze mniej niż 5 minut. Jednak było zbyt pięknie, by było prawdziwie.

Wszystko trwało zaledwie kilka chwil.
Gdy wypadliśmy z ogromną prędkością na drogę, dało się słyszeć dwa krótkie piknięcia, po których komputer oznajmił -Wykryto wrogiego mecha.- i natychmiast wyświetlił jego powiększony obraz. Był po mojej prawej, mniej niż półtora kilometra. Nie dało się zobaczyć dużo w tak krótkim czasie, ale zauważyłem, że celował do mnie z jakiejś wielkiej armaty.
-CHOLERA!- Wydarł się Jon

W tym samym momencie wrogi mech wystrzelił z tego działa. W kabinie zawył alarm a prawy panel wyświetlał na czerwono tekst Wykryto wrogi pocisk zaś komputer mówił ALARM ZBLIŻENIOWY!
Nadal byłem jeszcze w powietrzu. Mech wykonał obrót i skierował się tyłem do strzału. I stało się. Duży pocisk przebił się przez prawą broń, maszyny w której się znajdowałem, rozrywając ją na kawałki. Robot rąbnął ciężko o ziemię i przetoczył się dwa razy. Jednak szybko wstał, wbiegł do lasu po drugiej stronie jezdni i schował się za wielkim drzewem. Nieźle mnie przy tym po telepało, ale na szczęście zapiąłem pasy. Rozległ się głos komputera:

-Raport uszkodzeń: Osłona - zniszczona. Pancerz - prawa strona zniszczona, czoło - znaczne uszkodzenia, płyta tylna - zniszczona. Generator kamuflażu - zniszczony, kamuflaż wyłączony. Generator tarczy - zniszczony, tarcza wyłączona. Stabilizatory - stabilizator lewej nogi uszkodzony. Chłodzenie reaktora - średnie uszkodzenia, ograniczenie mocy do pięćdziesięciu procent, dopalacze wyłączone i odłączone z systemu.-

- KURWA.- Wydarł się Jon. - Nie spodziewałem się obstawy na drodze. To znacznie komplikuje całą sprawę.
- Masz jakiś pomysł?- Zapytałem masując się w głowę, po czołowym spotkaniu z przednim panelem.
- Nie mam.- Walnął prosto z mostu, bez żadnych przemyśleń. I w tym momencie cała moja nadzieja poszła się jebać. - Ale jeśli masz mieć jakieś szanse na przeczekanie tych pozostałych czterech minut, to trzeba pozbyć się najpierw myśliwca.-
- JAK CHCESZ TO ZROBIĆ?- Zacząłem się wydzierać. - Ta kupa złomu ledwo chodzi, a ty mówisz mi jeszcze o zniszczeniu myśliwca. Jak ty zamierzasz tego dokonać?-
- Nie wypytuj się tak, bo mózg ci się przegrzeje dzieciaku.- Zganiła mnie Alice. - Daj mu pracować, i nie przeszkadzaj, a jakoś to będzie.
- Na pewno się nam uda.- Dodał jeszcze Jon

Jak mogłem z nimi się spierać? W sumie miała rację. Lepiej się przymknę i dam się im skupić na robocie."Jak ci piloci radzą sobie z takim stresem, siedząc w fotelach tych maszyn?"

- Mam już tego snajpera na ekranie. Jeśli chcesz zniszczyć ten myśliwiec, to lepiej się pospiesz, ponieważ tamten zaczął się przemieszczać i zbliża się do dzieciaka. - Podała instrukcje kontrolerka.
- Zrozumiałem.- Odparł Jon. - Więc trzeba manewrować między drzewami.-
Wybiegł zza drzewa i zaczął biec w głąb lasu. Widać było, że pilotowanie w takim miejscu nie należało do prostych zadań. Co chwila potrącał jakieś mniejsze drzewo, które pod wpływem masy mecha, łamało się jak zapałka i spadało na ziemię.

Nagle znowu rozległ się alarm
- UWAGA! Alarm zbliżeniowy!-

Maszyna wykonała szybki zwrot o 180 stopni i zatrzymała się. Tuż przede mną leciały dwie rakiety. Mech wykonał skok w prawo dzięki czemu zdołał im umknąć. Wylądował twardo na prawej nodze, ale stał dalej. Wycelował z szybkostrzelnego karabinu i oddał krótką serię. Niestety myśliwiec nie miał problemu z uniknięciem ataku. Odleciał kawałek poza zasięg karabinu i wykonał manewr, dzięki któremu znalazł się z lewej strony. Próbował zaatakować podobnie jak ostatnio.

- UWAŻAJ! Będzie atakował od tyłu! - Krzyknąłem do Jon-a
I miałem rację. W jednej chwili znalazł się z tyłu i wystrzelił z działka. "No to koniec" pomyślałem. Zamknąłem oczy i gotowy byłem na śmierć. Nie wiem za dobrze co się działo, ale kabiną strasznie zatrzęsło i usłyszałem wystrzał z czegoś dużego. Gdy otworzyłem oczy, myśląc "Czy to już koniec?" Zobaczyłem OSĘ kręcącą się wokół własnej osi i spadającą na ziemię.

- Mówiłem że się uda.- Powiedział zadowolony z siebie Jon a po jego wypowiedzi rozległ się wybuch. - Jak na coś tak małego, to głośno upadają.- Stwierdził.

Zdałem sobie sprawę z tego, że maszyna w której siedzę leży lewym bokiem na ziemi.

- Raport uszkodzeń: Pancerz - zniszczony. Stabilizatory - przywrócono sprawność stabilizatora lewej nogi. Chłodzenie reaktora - duże uszkodzenia, ciśnienie chłodziwa spada, wydajność chłodzenia spada. Reaktor - nieznaczne uszkodzenia komory reaktora, spadek stabilności reakcji o 8%. Całkowite wyłączenie systemu za ok. 5 minut.-

- Przyznam, iż myślałem że uszkodzenia będą znacznie gorsze.- Odezwał się pilot
- To mogą być jeszcze większe?- Zapytałem zdziwiony.
- Powiem ci, że przy całkowicie zniszczonych, lub przegrzanych reaktorach, rzadko kiedy dochodziło do eksplozji, albo rozszczelnienia komory.- Wyjaśniła Alice.
- Dobra. Lepiej cię stamtąd zabrać, zanim przyjdzie drugi brzydal- Polecił Jon.

Mech zaczął się podnosić, ale coś się stało i gdy wstawał, nagle wyświetlacze wyłączyły się a całość runęła z powrotem na ziemię.

- Co do..- Przerwał w środku Jon
- Raport uszkodzeń: System wspomagania zniszczony, status - wyłączony-
- Co się dzieje?- Zapytałem
- Jak słyszysz padł komputer wspomagania. Wyłączył się. - Odpowiedziała Kontrolerka
- Co to oznacza?-
- Dla nas, że nie możemy sterować już mechem. Dla ciebie. No cóż. Krótko ujmując masz problem.- Wtrącił się pilot.

"Zaraz. CO? Jestem skazany na śmierć? Nie mogą już nic zrobić? A służby ratunkowe? Zaraz, ile pozostało? 3 minuty. Niech to. Wcześniej dopadnie mnie tamten z wielką spluwą, niż oni przybędą tu."

- To co ja mam teraz zrobić?-
- Z tego co widzę,- Odezwała się Alice - Może system wspomagania nie działa, ale przy sterowaniu ręcznym możesz dalej się poruszać, ale komputer nie będzie już kontrolował żadnych aspektów pracy mecha.
- Czyli?- O czym ona do mnie mówiła?
- Czyli teraz, możesz sterować tym tylko ty, ale będzie to jeszcze trudniejsze niż normalnie- Wyjaśniła łopatologicznie, jak kompletnemu głupkowi, którym notabene byłem w tej chwili.
- Nie masz nic do stracenia.- Odezwał się Jon. - Albo dasz radę uciec do czasu przybycia pomocy, albo i tak zginiesz.-

No ta wypowiedź na pewno podbudowała moją całkowicie zniszczoną pewność siebie.

- Jak włączyć sterowanie ręczne?- Zapytałem bez chęci.
- Pod podpórkami na ręce masz otwory.- Zaczął wyjaśniać Jon.- Wsadź tam dwa palce i pociągnij w dół jednocześnie z obu stron i nie ruszaj się przez chwilę.

Faktycznie były tam owe otwory. W ich wnętrzu było coś podobnego do przełączników. Zgodnie z tym co mówił, pociągnąłem je w dół. Wyświetlacze ponownie się włączyły, ale nic nie pokazywały. Chwilę nic się nie działo po czym komputer oznajmił - Przejście na sterowanie ręczne potwierdzone. Restart Systemu.- Fotel podniósł się lekko do góry a siedzisko złożyło i połączyło w prostą linie z oparciem. Byłem zmuszony do stania, nadal będąc przypiętym. Podparcia na ręce rozłożyły się i wydłużyły, zaś na końcach utworzyło się coś, co wyglądało jak rękawice, zrobione z połączonych pierścieni. Wsadziłem do środka ręce, a one natychmiast dopasowały się do moich dłoni i połączyły pasami z przedramionami. W tym czasie z tyłu do nogi przylgnęły kolejne elementy i kolejnymi pasami połączyły się z udami i piszczelami. Moje buty zostały ciasno ściśnięte przez "skarpety" wyglądające podobnie jak te rękawice.

Gdy proces dobiegł końca wyświetlacze ponownie zaczęły wyświetlać informacje podobne do poprzednich. -Restart zakończony. Przejęcie kontroli przez pilota.- Gdy komputer poinformował o włączeniu ręcznego sterowania, poczułem ogromne obciążenie działające na moje nogi. Jakbym stał się o 100 kilo cięższy. Nie pozwalało mi się to poruszać, ale o dziwo ciężar nie wciskał mnie w podłogę kabiny. Nadal stałem. Gdy zastanawiałem się co jest grane, ponownie odezwał się Jon:

- Zapomniałem cię poinformować, że przy wyłączonym systemie wspomagania, na pilota działają siły odzwierciedlające to co dzieje się z maszyną.-

"To dla tego tamten murzyn miał takie muskuły" pomyślałem.

- Ponieważ teraz zamiast rąk masz gniazda na uzbrojenie, TWOJE ręce służą do kontrolowania środka ciężkości korpusu, oraz sterowania bronią. Nogi, to dalej nogi.- Powiedział wyraźnie zadowolony. Tylko z czego?- Spróbuj wstać, a jeśli ci się to uda, zacznij uciekać jak najdalej od aktualnej pozycji. Więcej ci już nie mogę teraz pomóc.-

Po skończonej wypowiedzi, odezwała się kontrolerka:
- Wyłączył radio stanowiska symulacyjnego- Poinformowała
- Zawsze jest taki...Oschły?- Zapytałem
- Najwyraźniej martwi się tym, co się dzieje. Prawie cała baza słucha teraz tego co mówimy i ogląda odczyty na ekranach.-
-Aha. Ok...Moment! CO? Cała baza?- Nagle stałem się taki malutki.
- Nie mamy na to teraz czasu.- Powiedziała znacznie poważniejszym tonem. Wrogi mech zaraz wkroczy do lasu. Gdy to zrobi nie będę mogła go obserwować, więc lepiej zacznij uciekać.-
- Dobra.-

Próbowałem się poruszyć, ale było strasznie ciężko. "To gówno waży chyba ze dwie tony. Zaraz. Co mówił Jon? Ręce służą do kontrolowania środka ciężkości. Tylko jak go kontrolować?" Zacząłem poruszać rękoma i czułem jakby ciężar "przemieszczał" się po moim ciele. "A więc to takie proste?" Byłem zaskoczony prostotą tak zaawansowanej konstrukcji. Zacząłem zastanawiać się jak wstać. Przypomniałem sobie, że na starych nagraniach, roboty z XXI w. przewracały się na plecy i jakoś potem wstawały. Dobra. Przesunąłem ręce na prawą stronę i zacząłem poruszać nogami. Wreszcie był tego jakiś efekt. Mech przekręcił się i teraz leżał na plecach. Wsunąłem nogi pod plecy tak daleko jak mogłem. Przesunąłem ręce maksymalnie przed siebie i gwałtownie wygiąłem się w przód. Robot posłusznie zrobił wszystko to co ja i już po chwili stałem na nogach.

- Udało mi się. Wstałem- Byłem tym naprawdę uradowany.
- Brawo. Teraz zacznij uciekać. Najlepiej na wschód. Są tam pola uprawne.- Podała mi informacje kontrolerka.

Poruszanie się było strasznie trudne. Czułem duży opór, ale dawałem radę. Można to porównać do chodzenia w wodzie, tylko zamiast wody jest budyń. Taki gęsty budyń. Pozostały jeszcze dwie minuty i będę ocalony. "Muszę wytrzymać jeszcze tylko dwie minuty". Ta myśl dodawała mi sił.

Zrobiłem może z 15 kroków i komputer zaczął mówić: - Spadek wydajności reaktora. Poziom energii - 86%. Spadek wydajności pompy hydraulicznej o 15%. Spadek ciśnienia płynu hydraulicznego.- Poruszanie stało się jeszcze trudniejsze. Teraz nie był to budyń, tylko płynięcie pod prąd rwącym potokiem. Nie poddawałem się jednak

Pozostała jeszcze minuta

W końcu wydostałem się z lasu. Poza tym, że było ciężko się poruszać, to manewrowanie między drzewami nie było trudne. Zwaliłem tylko dwa wpadając na nie, nim zdałem sobie sprawę, że trzeba korygować środek ciężkości podczas chodzenia, czyli przemieszczać go z lewej na prawą i odwrotnie. Potem było już łatwo.
Zacząłem iść już wolniejszym tempem w stronę środka polany.

Pozostało jeszcze 30 sekund, ale czułem że coś jest nie tak jak powinno.
- Uwaga! Pierwszy stopień przegrzania reaktora.-

Zastanawiałem się czy wszystko jest w porządku. Zacząłem wywoływać Alice.
- Hej Alice. Myślę że coś jest nie tak.-
Odpowiedział mi tylko szum.
- Słyszysz mnie? HALO!-
Ale dalej był tylko szum.

Pozostało jeszcze 20 sekund.
- Uwaga! Drugi stopień przegrzania reaktora.-
Dały się słyszeć dwa krótkie piknięcia a po nich alarm - UWAGA! Alarm zbliżeniowy!- Usłyszałem strzał a po nim ból w prawej nodze. Zostałem ponownie przytłoczony przez ciężar maszyny. Nie mogłem ustać i upadłem. - Uszkodzenie prawego stawu kolanowego- Nagle obok mnie pojawił się wrogi mech. Był większy od tego, w którym siedziałem. Stanął na punkcie łączenia nóg z korpusem i zaczął naciskać, stopniowo zwiększając siłę. Szyba kokpitu pękła i zasypały mnie odłamki, rozcinając przy tym czoło.

Pozostało 10 sekund
- Uwaga! Trzeci stopień przegrzania reaktora. Awaryjne uwolnienie chłodziwa.- Z mecha buchnęła zimna chmura, która ochłodziła reaktor i osadziła się na korpusie mojej maszyny, sprawiając że stała się całkiem śliska.
- Odzyskano sprawność pompy hydraulicznej.- Poczułem że jest znacznie łatwiej się poruszać. Wykonałem więc szybki obrót i wymknąłem się z miażdżącego uścisku. Wrogi mech zachwiał się i upadł. Zanim pilot zdążył się zorientować co się dzieje, ja celowałem już w jego korpus z dużego działa. Zamknąłem oczy. Nastąpił wystrzał.

- Uwaga! Uszkodzenie komory reaktora. Natychmiastowe zatrzymanie reakcji.- Po tej informacji mech całkowicie się wyłączył. No prawie. Pozostał tylko prawy panel i radio.

Odpiąłem pasy i wyczołgałem się z kabiny leżącego mecha. Gdy wyszedłem, zobaczyłem wielką dziurę w środku tego co zostało po wrogiej maszynie. "Przy takiej odległości, nawet najgrubszy pancerz zostałby zniszczony" pomyślałem.

Nagle z radia dobiegł męski głos:
- Tu trzecia i czwarta grupa ratunkowa. Właśnie dotarliśmy do punktu spotkania.- Orzekł głosem pełnym napięcia.- Widzimy szczątki dwóch mechów. Na jednym z nich stoi człowiek.-
- To chyba ten dzieciak.- Odparł ktoś inny
- TAK. TO ON.- Odparł pierwszy głos, pełen ulgi i radości.- Baza, znaleźliśmy go.-
- Wszystko z nim w porządku?- Zapytał gruby męski głos.
- Tak. Czuje się tak dobrze że macha do nas.-
- Możecie tam wylądować?- Zapytała jakaś kobieta
- Tak. Zrzucimy tylko ładunek i przystępujemy do akcji.-
- Zrozumiałam.-

Jeśli znacie radość dziecka, otrzymującego wymarzony prezent, to cieszyłem się jak 100 takich dzieci razem wziętych.

Rozdział 2



 Ze snu wyrwało mnie wrażenie, że coś uderzyło w ziemię. Nie przejąłem się tym specjalnie i nie wstając poszedłem dalej spać. Jednak znowu to usłyszałem. Brzmiało, jak upadający na ziemię kawał blachy. Pomyślałem że to jeden z robotów spadł ze schodów, ale postanowiłem to sprawdzić. Podniosłem głowę i zobaczyłem swoje odbicie w panelu holograficznego monitora. No cóż. Krótko ujmując mógłbym spokojnie pisać na moich policzkach. Znowu usłyszałem ten łomot. Zdawało się że dochodził gdzieś z zewnątrz. To było dziwne. Założyłem płaszcz, wziąłem nocny wizjer i wyszedłem.

 W lesie trudno to ocenić, ale zdawało mi się, że dźwięk pochodził od strony trasy dojazdowej do miasta. Szedłem jakieś 5 minut wyraźnie zbliżając się do źródła. Wyszedłem na dość szeroką polną dróżkę, o której nie miałem wcześniej pojęcia. Rozejrzałem się na szybko, lecz nic nie zobaczyłem...Nie zaraz...Z prawej coś było, przyjrzałem się bliżej i zobaczyłem rozmytą sylwetkę czegoś...nie wiem czego.

 Zdjąłem wizjery i moim oczom wyraźnie ukazała się wielka, jak dwupiętrowy dom, i masywna maszyna. Wyglądał jak te roboty z filmów i gier, ale to chyba niemożliwe. Nigdy nie słyszałem by istniały na prawdę. Miał dwie duże nogi, korpus z masą oznaczeń i kilkoma antenami, zaś w miejscu rąk ogromne działa. Nie przyjrzałem mu się dobrze, logika zniknęła a w jej miejscu pojawiły się zdumienie i zaskoczenie. Jedyne co byłem wstanie zrobić patrząc się na TO COŚ to powiedzieć:
 - Ło kurwa- i to był zły pomysł.

 Kolos zatrzymał się a korpus odwrócił o 180 stopni. Wycelował we mnie swoje bronie i błysnął jasnymi jak słońce reflektorami.
 - Kim jesteś i co tu robisz- Usłyszałem zniekształcony męski głos.
 Myślałem że się zaraz posram ze strachu i że to już mój koniec, ale rozum zaczął wracać:
 - PROSZĘ NIE STRZELAJ, ja nic nie zrobiłem, chciałem tylko sprawdzić co to był za hałas.-Powiedziałem drżącym z przerażenia głosem.
 - Pytam ostatni raz. Kim jesteś i co tutaj robisz- Był już wyraźnie podirytowany.
 Łzy napłynęły mi do oczu skuliłem się i położyłem ręce na karku, po czym ze strachem odpowiedziałem już spokojnie, ale nadal z przerażeniem w głosie:
 - Jestem Adam Walander. Mieszkam jakieś pięć minut drogi stąd. Obudził mnie dźwięk kroków, tego...czegoś, więc przyszedłem sprawdzić co je wydaje. Naprawdę nie chciałem zrobić nic  złego.-
 - Jesteś więc jesteś tylko cywilem?- Słychać było że jest zaskoczony.
 - Tak. Proszę. Nie zabijaj mnie. Nikomu nic nie powiem. Nic nie widziałem.- Gdy to powiedziałem, popłakałem się.

 Nie zdążył odpowiedzieć. Odwrócił się gdy tylko skończyłem, wyłączył reflektory a za chwilę przestał być słyszalny szum, dochodzący z wnętrza stalowej bestii. Stał nieruchomo, wyraźnie na coś czekał.
 Nadal byłem skulony, ale z ciekawości przestałem płakać i zacząłem się wsłuchiwać w ciszę. Usłyszałem dźwięk silnika odrzutowego, gdzieś na niebie, ale nie widziałem świateł samolotu. To coś przemieszczało się wokół, po czym zatrzymało się niedaleko nas. Chwile latało w miejscu i odleciało. Gdy tylko dźwięk ucichł, mech ponownie został włączony. Jednak latający obiekt powrócił i bardzo szybko przeleciał nad nami.
 - Cholera. Połapali się- Powiedział pilot mecha.
 Rozpoczął ostrzał z szybkostrzelnego działka gdzieś w powietrze. Nieznany pojazd szybko odpowiedział dwiema rakietami.
 - Szybko. SPADAJ STĄD!- Prawdopodobnie powiedział do mnie
 Jednak wszystkie te wydarzenia sprawiły, że nie byłem w stanie poruszyć się choćby o centymetr. Dalej siedziałem skulony w tym samym miejscu i ryczałem ze strachu.
 - Ja pierdolę, zginę tutaj-
 Rakiety zostały zniszczone nim spotkały się z celem, cokolwiek nim było.
 Nieznany samolot wykonał zwrot i zaatakował z innej strony, salwą z karabinu. Tym razem pilot robota nie mógł się obronić, i maszyna została trafiona w tył, po czym upadła na ziemię i ucichła, pojazd latający gdzieś zniknął.

 Podniosłem się z ziemi i zacząłem się rozglądać. Przeczuwałem że coś jest nie tak. Podszedłem niepewnie do mecha, zobaczyć co z pilotem. Mimo że do mnie celował i byłem nadal okropnie przerażony, wygrała moja ciekawość. Wspiąłem się po nim i zacząłem myśleć jak go otworzyć. znalazłem żółtą dźwignię, którą niewiele myśląc pociągnąłem. Maszyna zaczęła syczeć, wydała z siebie kilka mechanicznych kliknięć i po chwili otworzyła się kabina pilota. On sam siedział zakrwawiony na fotelu. Był czarny i miał dość muskularną budowę ciała. Ubrany był w niebieski uniform. Otworzył swoje ciemnoniebieskie oczy i spojrzał na mnie zmęczonym spojrzeniem. W tej chwili ponownie mnie zamurowało. Zaczął mówić zachrypniętym głosem.
 - W środku... jest bardzo ważny ładunek...- Wziął kilka płytkich oddechów -...Naciśnij niebieski guzik... powiedz im co się stało...-

 Zaczął przeraźliwie i ciężko kaszleć krwią po czym dostał drgawek. Chwilę potem przestał już w ogóle się ruszać. Nie miałem pojęcia co robić. Właśnie na moich oczach zginął człowiek, i to z mojej winy. Jego spojrzenia nie zapomnę do końca życia. Wyrzuty sumienia jednak nie trwały długo. Powrócił dźwięk silnika samolotu. Szybko nade mną przeleciał i zniknął. Nie miałem lepszego wyboru. Albo coś zrobię, albo i tak zaraz mnie zabiją.

 Bez dalszego myślenia zacząłem wydobywać ciało z kabiny, ale nie było to łatwe, ponieważ było śliskie od krwi. Chciałem je ostrożnie przenieść na ziemię, ale wyślizgnęło mi się i spadło z kadłuba. "Później po Ciebie wrócę" powiedziałem w duchu. Usiadłem na mokrym i czerwonym fotelu pilota a kabina zamknęła się sama.

 W środku było ciemno, ale zaraz zapaliły się diody, oświetlające wnętrze. Były tu cztery wyświetlacze. Dwa zajmowały prawie cały przedni panel, trzeci na lewym panelu, a ostatni na prawym. Fotel, nie licząc tego że mokry od krwi, był bardzo wygodny. Sam się dopasował do mojej budowy, a podpórki na łokcie obniżyły.

 Nie widziałem wiele przycisków, i żaden nie był niebieski. Spostrzegłem, że nade mną jest jeszcze jeden, górny panel, a na nim kilka przełączników podpisanych Główny obwód, Bateria, Komputery, Radio, Obwód rezerwowy, Reaktor, Chłodzenie reaktora. Było jeszcze kilka innych, ale już ich nie czytałem. Postanowiłem przełączyć cztery pierwsze na pozycję włączone. Zabłysły wyświetlacze na przednim i prawym panelu. Te pierwsze pokazywały mnóstwo informacji, których nie potrafiłem zrozumieć. Na prawym wyświetlała się jakaś lista. Widniała na niej pozycja Komunikator.
 "Może ekran jest dotykowy?" Pomyślałem i palcem wybrałem wcześniejszą opcję. W miejscu listy pojawiło się kilka wirtualnych przycisków. Jeden z nich był niebieski i podpisany kanał awaryjny.
 "To chyba o tym mówił."
Wcisnąłem go.

 Usłyszałem szum, który po chwili ucichł i został zastąpiony kobiecym głosem:
 - Jednostka 7D słyszysz mnie?. Straciliśmy cię z radaru na chwilę, ale twój sygnał wrócił na kanale awaryjnym. Co tam się stało?- Mówiła spokojnie, chyba o niczym nie wiedziała. Nie miałem pojęcia co powiedzieć, siedziałem więc cicho.
 - Jednostka 7D słyszysz mnie? Jest tam kto?- Tym razem jej głos był bardziej natarczywy. Postanowiłem coś z siebie wydobyć.
 - Eeee Halo.?.- Powiedziałem niepewnie.
 - Wzorzec głosu się nie zgadza. Kim jesteś i co robisz w tej maszynie.!?- Teraz to już była zaskoczona i pewnie zła. Nie miałem wyjścia, więc powiedziałem pokrótce co się wydarzyło.
 - Więc jesteś cywilem.?.-
 - Tak-
 - W porządku. Siedź i niczego nie ruszaj!- Rozkazała stanowczym głosem.

 Przez krótką chwilę nic się nie działo, po czym na lewym panelu, pojawił się licznik, odliczający czas od 10:00. Znowu usłyszałem głos tej kobiety:
 -Za 10 minut pojawi się pomoc. Pozostały czas zobaczysz na wyświetlaczu po lewej. Nic nie rób do tego momentu!-
 -Dobrze...-

 Siedziałem przestraszony i myślałem co zrobią, gdy mnie znajdą. Zamkną? Zabiją? Czy może coś innego? Zegar odliczył jedną minutę i dwadzieścia-pięć sekund, po czym usłyszałem dwa głośne, krótkie piknięcia. Przedni, lewy wyświetlacz zmienił obraz na coś, co wyglądało jak rzut z radaru. Była tam czerwona sylwetka samolotu, która szybko zbliżała się do środka.
 -Co się dzieje?- Zapytałem głośno.
 -Zbliża się do ciebie wrogi pojazd latający.- Oznajmiła poważnym tonem. - Prawdopodobnie myśliwiec przechwytujący OSA. Musimy przejąć zdalną kontrolę nad mechem.-
 Pod licznikiem pojawił się napis:

Przejęcie systemu!
Zezwolić? 
Zezwól        Odmów


 - Potwierdź przejęcie!- Nakazała
 Wybrałem pozycję Zezwól
 Usłyszałem mechaniczny, głos komputera oznajmujący, że przejęcie zostało zakończone
 - W porządku. - Powiedziała z wyraźną ulgą. - Mecha będzie pilotował doświadczony pilot. Oddaję kontrolę do stanowiska symulacyjnego!-

 Maszyna zaczęła wydawać z siebie dźwięk podobny do, włączającego się starego odkurzacza. Zaświeciły się kontrolki reaktora a całość delikatnie wibrowała. Robot zatrząsł się i zaczął przechylać. Postanowiłem zapiąć pasy. Było wyraźnie czuć że wstaje i obraca się. Nadal czułem wielki strach, ale pojawiło się również podniecenie i radość. Trochę mnie ten fakt zaniepokoił, ale odwrotu już nie było.